czyli ostatnio przeczytałam książkę.

piątek, 22 lipca 2011

11. "Blask fantastyczny" - Terry Pratchett

Tylko jedna osoba może ocalić Świat Dysku, który sunie ku nieuniknionej z pozoru kolizji ze złowróżbną czerwoną gwiazdą. Na nieszczęście, osobą tą jest mało uzdolniony i tchórzliwy mag o imieniu Ricewind, którego po raz ostatni widziano, jak spadł poza krawędź świata...
Rincewind zostaje magicznie ściągnięty z Kosmosu, by stać się obiektem polowania wszystkich ośmiu Obrządków Magicznych, próbujących odzyskać ukryte w jego umyśle Zaklęcie. W towarzystwie Dwukwiata z Bagażem i Cohena - największego i najsłynniejszego z bohaterów Dysku (choć ostatnio trochę bez formy) - po licznych przygodach powraca do Ankh Morpork, by uczestniczyć w jednym z kluczowych wydarzeń historii i kosmologii równocześnie. Na szczęście zakończonym szczęśliwie.


Gdzie nie spojrzeć, zewsząd atakują nas opinie, że dwie pierwsze części "Świata Dysku" są słabe i właściwie, najlepiej byłoby je sobie podarować. I o ile w odniesieniu do "Koloru magii" stwierdzenia tego typu miały jeszcze rację bytu, o tyle druga część broni się dużo skuteczniej.

Nie czytałam jeszcze kolejnych części, ale może to i lepiej? Dzięki temu łatwiej mi dostrzec przepaść, jaka dzieli te dwa utwory. Być może jest to Pratchett wciąż nie do końca wyrobiony, niektóre żarty starają się śmieszyć na siłę, a akcja na początku trąci nudą. Ale parodia literatury fantasy jest po prostu przepyszna i całkowicie jasna nawet dla mnie, czyli osoby, która w tego typu literaturze bardziej "bywa" niż "siedzi". Jednak nie czyni jej to prostacką, raczej lekkostrawną.

Z niecierpliwością czekam, aż wpadną w moje ręce kolejne części "Świata dysku". A tymczasem, "Blask fantastyczny" dostaje ode mnie zasłużone 5. 


5/5

poniedziałek, 18 lipca 2011

10. "Kolor magii" - Terry Pratchett

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna... Spójrzcie...

Długo brnęłam przez pierwszą część słynnego cyklu o Świecie Dysku, ale nie wynikało to z trudności w lekturze, a po prostu, z braku czasu. Jednak po zakończeniu lektury uczucia mam mieszane. Trudno tu znaleźć momenty powodujące wybuchy głośnego śmiechu, których trochę się spodziewałam po przeczytaniu wielu recenzji. Humor Pratchetta oscyluje w rejonach, które na własny użytek nazywam "allenowskimi" - inteligentny dowcip, pozostawiający pozytywne uczucia na dłuższy czas. 

Rzeczywistość wykreowana przez autora nie jest tak kompleksowa jak ta prezentowana przez Rowling, czy Tolkiena (którego wprawdzie, przyznaję ze wstydem, nie czytałam, ale już sam film daje pewne wyobrażenie o tym dziele), jednak ma ona swój urok. Płaski świat pełen magii na każdej stronie odkrywa przed nami swoje tajemnice, a podróżując po nim wraz z nieudolnym magiem, ciekawym świata turystą i dość nietypowym Bagażem, bardzo przyjemnie spędzamy czas. A po skończeniu lektury, niezwłocznie sięgamy po następną część cyklu, bo Świat Dysku łatwo nas ze swoich objęć nie wypuści.


Nie zachwycając, wciąga. A to ciekawostka.

3/5