czyli ostatnio przeczytałam książkę.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

78. "50 twarzy Greya" - E. L. James

22:45 Posted by Kasia No comments

"Romantyczna, zabawna, głęboko poruszająca i całkowicie uzależniająca powieść pełna erotycznego napięcia." - czytamy na tylnej okładce książki. Po skończeniu mojego spotkania z tym bestsellerem "pisarki wszechczasów" mogę skomentować krótko: no chyba jednak nie.

Główną bohaterką powieści jest Anastasia Steele. Kończąca naukę, studentka literatury, niespodziewanie otrzymuje ambitne zadanie: ma przeprowadzić wywiad z miejscowym rekinem biznesu, Christianem Greyem. Charyzmatyczny i czarujący szef Grey Enterprises Holdings wywołuje na zahukanej dziewczynie ogromne wrażenie, rozpoczynając serię zdarzeń, które zmieniają jej życie w bardzo szybkim tempie.

Romantyczna? Bynajmniej. Być może mam nietypowe poczucie romantyzmu, ale praktyki BDSM, równie szczegółowo, co mało porywająco opisane w "50 twarzach..." nie mieszczą się w jego definicji. Chwilowe przebłyski ludzkich uczuć wciśnięte w ochachjakiegopotwora Greya takoż. Pudło numer jeden.

Zabawna? Jeśli zabawne jest uparte afiszowanie się autorki z absolutną niewiedzą w zakresie awiacji i astrofizyki, okazywane poprzez wysyłanie dwójki bohaterów na orbitę okołoziemską w szybowcu, to owszem. Dodajmy do tego uparte rozmowy Any z podświadomością, z której wskazówek, zgodnie z nazwą, powinna w ogóle sobie nie zdawać sprawy, i już jest zabawa na sto fajerek. A może jednak podarujmy sobie ten zabieg, bo jeszcze dopadnie nas ta sama przypadłość, która przez 605 stron męczy główną bohaterkę, objawiająca się notorycznym rozpadaniem się na kawałki, niekontrolowanymi rozkosznymi skurczami podbrzusza i nieokiełznanymi orgazmami, które wraz z postępem choroby pojawiają się w coraz to absurdalniejszych sytuacjach.

Głęboko poruszająca? Poruszyła mnie ignorancja i absolutny brak umiejętności pisania u autorki. Można więc powiedzieć, że się zgadza.

Całkowicie uzależniająca? Jedyne, co mnie uzależniło, to myśl o jak najszybszym skończeniu tego dzieła. Średnio.

Pełna erotycznego napięcia? Okej, tu mogę się zgodzić. Napięcie jest, bardzo nieudolnie opisane i z każdą stroną coraz bardziej irytujące, ale jest. Punkt dla James.

Podsumowując więc: jest źle. Wprawdzie czuję odrobinę ciekawości, jak dalej potoczą się losy Anastasii i Christiana, ale myśl o kolejnych 1200 stronach męki mnie przeraża. Więc chyba ograniczę się do spojlerów. Lepiej dla zdrowia, rozsądku i w miarę sprawnego posługiwania się językiem pisanym.

3/10

sobota, 29 grudnia 2012

77. "Erynie" - Marek Krajewski

18:57 Posted by Kasia No comments
Mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, ale w tym wypadku jest to niemożliwe. Hipnotyzujące oczy postaci na niej przedstawionej, przyciągają potencjalnego czytelnika jak magnes i nie pozwalają przejść obojętnie wobec pierwszej części kolejnego cyklu Marka Krajewskiego.

Głównym bohaterem powieści jest komisarz Edward Popielski, któremu brutalne morderstwo uniemożliwia wcześniej zaplanowane przejście na emeryturę. Zamordowane zostało dziecko - jego potwornie okaleczone ciało zostaje znalezione w szalecie. Rozpoczyna się pogoń za mordercą, któremu jeszcze nie raz udaje się zaskoczyć Popielskiego.

Przez większość lektury, miałam wobec niej mocno mieszane uczucia. Bywało ciekawie, ale przez większość czasu akcja wlokła się w mało przyjemny sposób. Myślałam, że nic już nie zmieni mojego podejścia do "Erynii", a jednak. Gdy dotarłam do końca, zwieńczenie historii wynagrodziło mi wszystkie niedogodności, jakie odczuwałam w trakcie czytania. Było zaskakujące. Świetne i niemal zachęcające do kontynuowania przygody z serią. Czy ulegnę, nie wiem. Tak samo nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do "Erynii". Ale za to, z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie było źle.

6/10

sobota, 15 grudnia 2012

76. "Cyfrowa Twierdza" - Dan Brown

17:18 Posted by Kasia No comments

Parę lat temu, nastolatką będąc, sięgałam po kolejną powieść Dana Browna z niemal fanatycznym zachwytem w oczach. Oczarowana nieliniowością akcji, chętnie przymykałam oko na schematyczność rozwiązań zastosowanych przez autora we wszystkich jego powieściach. Dziś, po paru latach, trochę trudniej mnie zachwycić, a jednak Brownowi po raz kolejny się to udało, ale tym razem w trochę inny sposób.

Autor równolegle prowadzi dwa wątki - bohaterką jednego jest Susan Fletcher, genialna matematyczka, zatrudniona na stanowisku głównego kryptografa w NSA. Drugi zaś to historia jej narzeczonego, młodego profesora lingwisty, który zostaje wysłany przez szefa Susan do Hiszpanii w celu... No właśnie, celu tej podróży do końca nie udało mi się pojąć, bo mimo, że jest on podany, to jest również tak beznadziejnie nielogiczny, że nawet po zakończonej lekturze książki, nie jestem w stanie usprawiedliwić autora za ten zabieg.

Takich nielogiczności w książce jest wiele, jednak nie przysłaniają one dwóch głównych plusów powieści. Po pierwsze, czyta się ona szybko. Akcja, nawet przy kolejnym spotkaniu z tą pozycją wciąga tak, że trudno się od niej oderwać. Drugą zaletą jest dokładny research, który autor niewątpliwie przed rozpoczęciem pisania "Twierdzy" musiał przeprowadzić. Oczywiście, eksperci po przeczytaniu tej książki biją na alarm, że u Browna głusi słyszą, kryptografowie łamią szyfry nie znając ani klucza, ani algorytmu, a genialna matematyczka ma problemy z kombinatoryką. Tylko że zapominają chyba o jednym - to jest powieść, a nie książka o kryptografii. I choć błędy w niej są, to w obliczu tego, jak dobrze laikowi udało się oddać klimat tak przecież hermetycznego środowiska i jakie jego szczegóły udało mu się opisać w sposób całkowicie prawidłowy, podane wyżej błędy zdają się być raczej merytorycznym odpowiednikiem zwykłej literówki.

No, może poza pierwszym. To już jest trochę żałosne.

Podsumowując, przeczytałam "Cyfrową Twierdzę" z prawdziwą przyjemnością. Nie jest to książka, z której można czerpać wiedzę na temat szyfrowania, ale pozwala osobie choć trochę zorientowanej w opsiywanej tematyce, zanurzyć się w środowisku dobrze jej znanym. A to jest spore osiągnięcie.

8/10

czwartek, 13 grudnia 2012

75. "Kwiat kalafiora" - Małgorzata Musierowicz

22:45 Posted by Kasia No comments

Nie jest to najlepsza książka z jeżycjadowej serii. Mimo małej objętości, zdarzają się dłużyzny, a wątek kryminalny, który autorka próbowała wprowadzić, bardziej irytuje banalnością zakończenia niż wzbudza jakiekolwiek inne uczucia. Również decyzje głównej bohaterki do zachwytów nie zachęcają.

Jedna ze słabszych pozycji w poznańskiej serii.

5/10



wtorek, 11 grudnia 2012

74. "Kłamczucha" - Małgorzata Musierowicz

20:20 Posted by Kasia No comments
Za oknem zimno i ponuro, ostatnie spóźnialskie ptaki wybywają do ciepłych krajów, a co rozsądniejsze ssaki zapadają w sen zimowy - w tych warunkach trudno o rozkosz z obcowania z literaturą ambitną, a co często za tym idzie, przynajmniej w minimalnym stopniu przygnębiającą. Gdy już nawet kryminały stają się nie do zniesienia, na pomoc przychodzi pełna ciepła i uśmiechu "Jeżycjada".

W drugiej części cyklu patrzymy na świat oczami Anieli Kowalik, mieszkanki Łeby, w niektórych kręgach zwanej Kłamczuchą. Ta pełna uroku i obdarzona niebywałym talentem aktorskim piętnastolatka, pada ofiarą otyłego karła ze skrzydełkami i łukiem i zaślepiona miłością, ląduje w Poznaniu. Pokłócona z ojcem, ze stosunkowo małą kwotą pieniędzy w kieszeni,ale za to z planem, który jak łatwo się domyśleć, nie idzie dokładnie po jej myśli.

Cóż mogę powiedzieć, poza powtórzeniem po raz kolejny, że uwielbiam panią Musierowicz i świat przez nią wykreowany. Pożarłam "Kłamczuchę" w niecałe 24 godziny i od razu biorę się za część kolejną. Idealna lektura na zimę.

8/10

poniedziałek, 10 grudnia 2012

73. "Muzyka duszy" - Terry Pratchett

22:07 Posted by Kasia No comments
Nie tego oczekiwałam. Książka jest dobra, owszem, ale nie dała mi tego, czego od niej chciałam. Szukałam czegoś lekkiego, a dostałam jedną wielką metaforę - dobrze napisaną, owszem, przyciągającą językiem, jak zwykle. Ale jednak metaforę.

Nie tego szukałam, więc moja ocena nie jest obiektywna. Ale z drugiej strony, one chyba nigdy nie są.

6/10

piątek, 30 listopada 2012

72. "Trafny wybór" - Joanne Kathleen Rowling

23:40 Posted by Kasia No comments

Pierwsza książka, której udało się wycisnąć ze mnie łzy. Pierwsza, która tak bardzo wciągnęła, robiąc to inaczej niż Pottery i Igrzyska. Pierwsza, w której bohaterowie są tacy prawdziwi.

Zaryzykuję stwierdzenie, że najlepsza, jaką w życiu czytałam. I mimo najszczerszych chęci, nie umiem o niej powiedzieć nic więcej.

10/10

poniedziałek, 26 listopada 2012

71. "Szósta Klepka" - Małgorzata Musierowicz

21:18 Posted by Kasia No comments

Bardzo ciepła i bardzo wciągająca opowiastka. W sam raz na jesienne wieczory, gdy niekoniecznie ma się ochotę na przemyślenia dotyczące istoty świata, a do książek ciągnie. Wtedy można usiąść nad twórczością Małgorzaty Musierowicz, odświeżyć sobie czytaną za dzieciaka serię i uśmiechnąć się, czytając losy absolutnie uroczych bohaterów. Tylko tyle i aż tyle.

8/10

sobota, 24 listopada 2012

70. "Handlarze Czasem" - Tomasz Jachimek

18:34 Posted by Kasia No comments
Ciepła, pełna humoru powieść, właściwie o wszystkim. O rodzinie, o korporacjach, o żulach i panienkach z dyskoteki. Czasami wulgarna, czasami odrobinę refleksyjna. Zawsze wywołująca uśmiech na twarzy.

Miałam styczność zarówno z konwencjonalną wersją "Handlarzy", jak i z audiobookiem. Wykonanie autora tylko wzmogło pozytywne uczucie, jakie żywiłam w stosunku do tej książki. Jachimek ma wielki talent komediowy i czytając swoją książkę zrobił z niego doskonały użytek.

8/10

69. "Rok 1984" - George Orwell SPOJLER

18:19 Posted by Kasia No comments

Można dyskutować na temat tego, czy ta książka to arcydzieło, czy nie. Czy autor wykazał się niesamowitym kunsztem, czy wynudził czytelnika praktycznie na śmierć. Jedno nie ulega wątpliwości - "Rok 1984" przeraża. Porusza czytelnika na tak wiele sposobów, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Niektórym dreszcz po plecach wywoła wizja świata bez miłości jako takiej, rzeczywistości, gdzie nawet ciepłe uczucia są sposobem na walkę z systemem. Komuś innemu łzy z oczu wyciśnie dziecko, bez skrupułów donoszące na swoich rodziców i z najszczerszą radością uczestniczące w publicznym wieszaniu wrogów Partii. Mnie poraziła świadomość, że nie ma człowieka nie do złamania. Że każdego można postawić w sytuacji, gdzie ani miłość, ani przyjaźń, ani rodzicielstwo nie będzie miało znaczenia. Każdy ma w sobie cząstkę, która w konkretnej sytuacji czyni go bezbronnym, która sprawi, że przy odpowiednim bodźcu zamieni się w zwierzę, które zawyje "Zróbcie to jej, a nie mnie!" i będzie tego pragnąć z całych sił.

I choć z powodu pewnych, w moim odczuciu, niedociągnięć w formie, nie daję 10, dawno nie czytałam czegoś, co wstrząsnęłoby mną aż tak głęboko.

9/10

środa, 21 listopada 2012

68. "Małomówny i rodzina" - Małgorzata Musierowicz

22:21 Posted by Kasia 2 comments

Zasiadłam do zerowej części "Jeżycjady" w ramach pomysłu odświeżenia całej serii, a niektórych części wręcz poznania. Na początku zwątpiłam. Książkę, owszem, czytało się dobrze i bardzo szybko, ale wydawało się, że jest ona do cna, unikając dosadniejszych określeń, ukierunkowana na młodszą młodzież. Z czasem jednak zaczęło się to zmieniać. Akcja zaczęła się rozwijać, a z dziecinności książce ostało się tylko ciepło i optymizm, co trudno uznać za wadę. Koniec końców, mimo że nie jest to literatura najwyższych lotów, zamknęłam "Małomównego" z poczuciem, że chcę więcej Jeżycjady i nie omieszkam w niedalekiej przyszłości po to "więcej" sięgnąć.

7/10

wtorek, 20 listopada 2012

67. "Trucizna" - Andrzej Pilipiuk

22:17 Posted by Kasia No comments

Najnowszy Pilipiuk to zbiór krótkich opowiadań o słynnym egzorcyście - bimbrowniku z Wojsławic. "Krótkich" jest tutaj słowem kluczowym, bo okazuje się, że postać polskiego supermana (jaki kraj, taki superman...) do form mało rozległych nadaje się idealnie i właśnie w nich prezentuje się najlepiej.

Co tu dużo mówić, jest świetnie. Choć na mój obiektywizm dużych sum bym nie stawiała, bo betonowy elektorat Wielkiego Grafomana ze mnie jest.

9/10

sobota, 17 listopada 2012

66. "Dolores Claiborne" - Stephen King

11:57 Posted by Kasia No comments
Zaczyna się obrzydliwie. Pierwsze 50 stron tej powieści Kinga wita nas drobiazgowym opisem życia schorowanej staruszki, dla której największe wyzwanie stanowi przechytrzenie swojej opiekunki, aby móc wysmarować pokoju własnymi fekaliami. I choć do najwrażliwszych czytelników nie należę, to ten wstęp był dla mnie męczarnią. Gdyby chociaż wciągał, zachęcał do dalszej lektury, ale nie, nie dość, że obrzydzał, to jeszcze nudził.

Potem zaczyna się robić ciekawiej. Zamiast skupiać się na walce Dolores z oszalałą starowinką, poznajemy jej życie u boku okrutnego męża i trójki dzieci. I znowu bywa niezbyt przyjemnie, bo mąż ani różami nie pachnie, ani dżentelmenem nie jest, a King w eufemizmy bynajmniej się nie bawi, ale zaczyna być ciekawie. Momentami monotonnie, ale na tyle zaskakująco, że wciągnąć zdoła. Daleka jestem od nazwania tej powieści studium czegokolwiek, bo wprawdzie szczegółowość jest, ale raczej skupiona na stronie technicznej niż  psychicznej morderstwa. To w sumie dobrze. W innym wypadku "Dolores Claiborne" byłaby pewnie trzy razy grubsza, a w takim gabarycie, byłaby ta powieść nie do zniesienia. A tak, nie jest fatalnie. Z pewnością nie jest to najlepsza powieść Kinga, w moim prywatnym rankingu nie mieści się nawet w pierwszej dziesiątce, ale do chłamu też jej bardzo daleko. Ot, takie sobie, bardzo realistycznie napisane, czytadło.

6/10

piątek, 16 listopada 2012

65. "Laska Nebeska" - Marcin Szczygieł

16:55 Posted by Kasia No comments
Na twórczość Szczygła czaiłam się już od jakiegoś czasu. Niby w ani w reportażach, ani w felietonach jakoś szczególnie "nie siedzę", ale coś mnie do tego, jak sam o sobie mówi, kryptoczecha przyciągało. Świetną okazją do zapoznania się z jego książkami okazało się promocyjne zamieszczenie audiobooka "Laski nebeskiej" jako dodatku do pewnego magazynu. Ani gazety, ani książki osobno bym nie kupiła, w kolektywie jednak, przekonały mnie swoją ceną.

Audiobook ten czytany jest przez samego autora i od razu mogę powiedzieć, że jest to pomysł wyśmienity. W końcu kto, jak nie on wie, co chciał w każdym słowie przekazać, jakie emocje powinny być przy nim wyrażone. Słucha się tego z przyjemnością, bo czuje się, że jest to autentyczne.

Z treścią jest troszkę gorzej. Zaczyna się świetnie, kolejne felietony wprowadzają nas coraz głębiej w czeski świat, począwszy od bezobsługowych barów w środku lasu, gdzie należność za piwo, czy przekąski uiszcza się dobrowolnie i przez nikogo niepilnowanym będąc, poprzez mało znaną w Polsce formę sztuki, która przez naszych sąsiadów została opanowana do perfekcji, czyli napisy w publicznych toaletach, aż do odkrycia, że choć u nas za stwierdzenie "Czechosłowacja" można oberwać co najmniej łatką nieuka i dyletanta, tam wciąż jeszcze żyją ludzie, którzy na pytanie "czy istnieje Czechosłowacja?" odpowiadają "przecież stoimy tu przed panem". Potem powoli, mimo skrzącego się humoru i wyraźnie widocznej miłości autora do opisywanego narodu, zaczyna robić się nużąco. A może właśnie dlatego, może to właśnie starannie dozowana czechofilia, mimo starań, wyłania się z każdego słowa i właśnie dlatego, mimo pozytywnych odczuć, ciężko ten audiobook odsłuchać do końca. Następuje zmęczenie materiału i nawet opowieść o tym, że największy czeski bohater narodowy jest postacią zmyśloną, nie cieszy tak, jak cieszyły początkowe rozdziały. Za dużo, przynajmniej dla mnie. Ale wspominać będę miło.

6/10

czwartek, 8 listopada 2012

64. "Zupa z ryby fugu" - Monika Szwaja

22:23 Posted by Kasia No comments

Monika Szwaja znana jest z powieści lekkich, łatwych i przyjemnych. Na kartkach jej książek spotkać można mądrych i ciekawych ludzi, którzy ładnie mówią i są rozsądni, a nieliczne czarne charaktery dodają historiom smaku, jednocześnie nie dominując przyjemnego nastroju.

Tym razem autorka wzięła się za bary z tematyką dużo poważniejszą, wzięła na warsztat bezpłodność, zapłodnienie in vitro, surogatki, nienawiść internetową, ograniczenie umysłowe dla wygody tłumaczone religijnością i fałszywą przyjaźń. To wszystko zmieściło się na blisko 350 stronach "Zupy z ryby fugu", pozostawiając powieść przyjemną, lekką w czytaniu, ale na pewno nie łatwą.

Anita Dolina - Gabryszyńska i jej mąż bezskutecznie starają się o dziecko. Na początku naturalnie, potem z pomocą metody in vitro. Czas mija, ciąży nie ma, a młoda mama in spe, coraz gorzej znosi wykańczające próby i rozczarowania. Nie pomaga jej pseudowsparcie "przyjaciółki", która z radością obserwuje coraz bardziej rozpaczliwe działania Anity, a po godzinach udziela się na forach internetowych, wypisując swoje zdanie na temat znanych ludzi, w tonie bynajmniej nie wspierającym. W końcu zrozpaczona kobieta decyduje się na ostatnią w jej mniemaniu deskę ratunku - oznajmia mężowi, że wynajmą surogatkę, która urodzi im dziecko. W tym momencie sytuacja zaczyna się komplikować jeszcze bardziej.

Pomimo, że porusza cięższe tematy niż zazwyczaj, Szwaja nie traci w "Zupie z ryby fugu" tego, co w niej najlepsze. Sympatyczni, mądrzy bohaterowie, mimo że nie zawsze zachowują się mądrze, wzbudzają sympatię. Czarne charaktery są dwa, z czego jeden jest właściwie szary, a na dodatek przechodzi iście mickiewiczowską przemianę. Czyta się tę książkę dobrze i niesamowicie szybko, będąc bombardowanym mnóstwem przemyśleń. Kto jest dobry, a kto niemoralny? To już trzeba określić samemu.

10/10

środa, 7 listopada 2012

63. "Aparatus" - Andrzej Pilipiuk

11:40 Posted by Kasia No comments
"Aparatus" to kolejny zbiór opowiadań Pilipiuka, z jakim się zetknęłam. Autor, jak zwykle, wprowadza czytelnika w świat swoich bohaterów, którym, w całkowicie zwyczajnych okolicznościach, przydarzają się rzeczy niecodzienne.

Znajdziemy w tym zbiorze zarówno dobrze znane postaci, jak doktor Skórzewski, czy Robert Storm, jak i zupełnie nowych bohaterów, których imiona umkną nam szybko, ale historie, których byli uczestnikami, wzruszą, wciągną i zapewnią wiele chwil rozluźniającej rozrywki.

"Aparatus", jak każdy zbiór Pilipiuka, wciągnął mnie skutecznie. Szybko przepływałam przez kolejne opowiadania, często nieświadoma upływu czasu. Bo ja po prostu Pilipiuka lubię, opisuje on rzeczy dokładnie w taki sposób, w jaki chciałabym o nich czytać. Książka ma swoje niedociągnięcia, ale nie zwróciłam na nie uwagi, delektując się spotkaniem z autorem, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

8/10

niedziela, 28 października 2012

62. "Faust" cz.1 - Johann Wolfgang von Goethe

10:35 Posted by Kasia No comments
To było moje pierwsze zderzenie się z literaturą czytaną po niemiecku. Na początek wybrałam mocno okrojone objętościowo (do 36 stron) i językowo (poziom A2) wydanie "Fausta".

Z powodów oczywistych, książkę łyknęłam błyskawicznie. Wrażenia? Przede wszystkim, najbardziej radosne - poziom A2 jest dla mnie zbyt prosty. Niby można się było tego spodziewać, skoro od roku siedzę w materiałach z poziomu matury rozszerzonej, ale nauczyłam się do moich umiejętności językowych w zakresie niemieckiego podchodzić z dużą dozą nieśmiałości.

Sama opowieść mnie zaciekawiła i zachęciła do sięgnięcia po "pełnowymiarową" wersję "Fausta". Ciekawa jestem, jak tak naprawdę opisane zostały wydarzenia, o których właśnie mi w skrócie opowiedziano. Dlatego też, nie oceniam, ale zaznaczam, że przeczytałam. Takie radosne niezdecydowanie.

czwartek, 25 października 2012

61. "Straż! Straż!" - Terry Pratchett

22:23 Posted by Kasia No comments

"Straż! Straż!" to pierwsza część cyklu o Straży Miejskiej z Ankh-Morpok. Część, mam wrażenie, odrobinę różniąca się od innych powieści Pratchetta. Język wciąż jest barwny, pełen rozbrajających porównań i zabaw słowem, a jednak całość sprawia wrażenie poważniejszej, bardziej stonowanej niż książki z innych cykli.

Mnie osobiście "Straż! Straż!" nie zachwyciła. Zabrakło tego, co najbardziej w autorze cenię, czyli atakującego ze wszystkich stron, choć nie prostackiego poczucia humoru. No i smoki, nie lubię smoków w literaturze. Pewnych rzeczy nawet dużo Bibliotekarza i epizodyczna obecność Śmierci nie uratuje.

Jak na Pratchetta - słabo. Tak ogólnie - nie jest najgorzej.

6/10

środa, 17 października 2012

60. "Ślimacze Opowieści II: Miłość i Patologia" - Ilona Myszkowska, Marcin Krzysiak

20:33 Posted by Kasia No comments

Pobieżne spojrzenie na ten zbiór już na poczcie skłoniło autorkę tych słów do radosnego kwiku - miało być dużo tego, co lubię, a mało tego, co nie lubię. Pierwsze wrażenie, niestety, okazało się mylące - najbardziej lubię obrazki z autorką i jej Bucem w roli głównej, a zmyłka polegała na tym, że większość mężczyzn występujących w drugiej części Ślimaczych, jest dziwna podobna do Marcina. Czyżby chwyt marketingowy?

Tyle w temacie pierwszego wrażenia. Zagłębiwszy się w Miłość i Patologię znalazłam coś, co do czego uczucia mam mocno mieszane. No bo tak, z jednej strony to jest Ilona i jej komiksy. Już to samo w sobie określa w pewien sposób, że mamy z czymś, co najprościej mówiąc, ryje banię. A ja lubię, jak mi autor ryje banię. Poza tym, komiksów jest więcej niż w pierwszej części i są w jakiś tam sposób spójne tematycznie. Jest bardzo w porządku.

...

Tak, w tym momencie aż prosi się o jakieś 'ale'. I jest, a jakże. "Ślimacze 2" są bardzo w porządku, ale są gorsze niż jedynka. Cały czas atakowała mnie świadomość, że ta część była robiona trochę na siłę. Nie bardzo potrafię określić, co było katalizatorem tego wrażenia (najprawdopodobniej oznacza to, że ten zarzut jest dla poważnego recenzenta inwalidą. Jak dobrze, że nie jestem poważnym recenzentem.), ale ono było i trochę psuło. Troszeczkę. Nie żałuję, że ślimaki będą jadły za moje pieniądze, jak dobrze pójdzie, to i cały dzień. Na zdrówko, należało im się. Jest nieźle, ale spodziewałam się po tym zbiorku czegoś trochę lepszego.

7/10

środa, 10 października 2012

59. "Miasto utrapienia" - Jerzy Pilch

21:35 Posted by Kasia No comments

Trzykrotnie niesprzedanie książki na Allegro uznałam za znak. Znak, że powieść, która znalazła się u mnie z przyczyn mi bliżej nieznanych, może jednak powinna zostać przeczytana przed podjęciem dalszych kroków mających na celu pozbycie się jej z domu i tym samym zrobienie miejsca nawarstwiającym się zwałom Pratchettów i innych Kingów.

Usiadłam więc i przeczytałam. Początek mnie zaskoczył, bo zachwycił. Z niewiadomych powodów nie spodziewałam się cudów, a to, co mnie spotykało na kolejnych stronach okazywało się idealnie wpasowanym w mój gust. A zaskakiwać nie przestało, bo w tym całym zachwycie nie zauważałam nigdzie obecności Akcji. Akcja czaiła się gdzieś po kątach, bardziej była wspominana niż się działa, a ja pomimo to, czytałam z zapartym tchem i oderwać się nie mogłam.

Jednak w pewnym momencie z mojej koegzystencji z Pilchem zniknęły różowe jednorożce. Kawałek za połową książki zaczęło się coś dziać, a to, o dziwo, na dobre powieści nie wyszło. Dość szybko dziać się przestało, ale do poprzedniego zachwycania mnie autor już nie powrócił. Rozważania i wspomnienia rodzinne zostały zastąpione wynurzeniami z nurtu erotycznego, wszystko coraz mniej trzymało się kupy i stawało się coraz nieznośniej egzystencjalne. Im dalej, tym trudniej, aż w końcu skończyłam "Miasto utrapienia" z palącym poczuciem, że nie mam pojęcia, o co właściwie chodziło (parafrazując mojego rodziciela: "No dobrze, napisał książkę. Ale po co to robił?"), ale że do pewnego momentu było świetnie. I że choć w najbliższym czasie powtórki z Pilcha nie planuje, to myślę, że kiedyś wrócę i spróbuję w innej książce odnaleźć to, co w "Mieście utrapienia" było najlepsze. A może nawet uda mi się w niej nie znaleźć tego, co było w nim trochę gorsze.

6/10

czwartek, 4 października 2012

58. "Czarodzicielstwo" - Terry Pratchett

19:43 Posted by Kasia No comments
Narodził się wielki czarodziej. Ósmy syn ósmego syna ósmego syna, syn maga, jednym słowem: Czarodziciel. Całą potężną mocą, która zrodziła się z niepohamowanej chuci czarodziejskiej, dysponuje chłopiec, Coin, który pod wpływem swej pełnej magii i mającej zdecydowanie nieprzyjazne zamiary laski, zjawia się na Niewidocznym Uniwersytecie i żąda należnej mu władzy.

Niedługo później do akcji wkracza znany już z wcześniejszych tomów Rincewind, Conena, córka Cohena Barbarzyńcy i Bagaż. Wszyscy oni, z większym lub mniejszym zapałem, próbują odnaleźć się w świecie Wojny Magów, w którym to, w jakiej postaci zasypiasz, absolutnie nie określa tego, czym będziesz, gdy się obudzisz.

"Czarodzicielstwo" to trzeci tom cyklu o przygodach Rincewinda. I tym razem Pratchett nie zawiódł swoich fanów, książka jest pełna tego, co autorowi wychodzi najlepiej, czyli barwnych porównań, rozbrajających gier słownych i kunsztownych zabiegów językowych. Nie jest to książka najlepsza, jaką w serii Świata Dysku można znaleźć, ale z pewnością też nie rozczarowuje, trzymając poziom, do którego autor zdążył czytelników przyzwyczaić.

8/10

sobota, 15 września 2012

57. "Gra Geralda" - Stephen King

10:54 Posted by Kasia No comments

Wiele niepochlebnych opinii można usłyszeć o tej książce. Czytelnicy rezygnują z lektury, nie docierając nawet do połowy, nie są w stanie przebrnąć przez retrospekcje, męczące główną bohaterkę. Tym, którzy dotarli do końca, zdarza się wypowiadać o książce nieco inaczej - mniej jest radykalnych opinii o tym, jaka to beznadzieja i bezdenna nuda. Jestem jedną z tych osób, przetrwałam mankamenty "Gry Geralda", a nie ma co się oszukiwać, trochę ich jest, a teraz ostrożnie staram się ją ocenić. Ostrożnie, bo mam wrażenie, że w tej książce 'chodzi o coś więcej'.

Oczywiście, na pierwszy plan wybija się główny problem bohaterki, czyli kajdanki, którymi przykuł ją do łóżka mąż. Samo w sobie nie jest to nic wielkiego, w końcu wielu parom zdarzają się takie sytuacje, jednak sprawę komplikuje fakt, że mąż niedługo po po unieruchomieniu Jessie, umiera na zawał, a kajdanki nie są obitym futerkiem gadżetem z sex shopu, tylko narzędziem, które ma za zadanie uniemożliwić swobodne ruchy kryminalistom. W tym momencie zaczyna się horror głównej bohaterki, który ciągnie się przez 250 stron powieści, urozmaicany wizytami psa, który zaprzyjaźnia się bliżej z Geraldem, a właściwie jego zwłokami, wizytą tajemniczej istoty, oraz wspomnieniami Jessie, które nie mają wiele wspólnego z beztroską idealnego dzieciństwa.

I ten wątek właśnie wzbudził moje największe emocje. Molestowanie dziesięcioletniej dziewczynki przez ojca zostało opisane boleśnie dokładnie, molestowanie, które nie zakończyło się mokrą i lepką plamą na tylnej części dziecięcych majteczek, ale obejmowało także wzbudzanie winy i obarczanie małego dziecka ciężarem nie do uniesienia. To i pytanie, jak wielki wpływ owa sytuacja miała na fakt, że trzydzieści lat później, główna bohaterka zajścia spędziła 28 godzin, przykuta do ramy łóżka, odziana jedynie w prześwitującą bieliznę, jest dla mnie głównym wątkiem "Gry Geralda". Wątkiem mocnym i pozostawiającym czytelnika z wieloma przemyśleniami. I w związku z tym, mimo że forma książki pozostawia wiele do życzenia, treść nadrabia. Nadrabia na tyle, że mimo, że już raczej do niej nie wrócę, mogę ją polecić. Na jeden, pozostający w pamięci, raz.

6/10

wtorek, 11 września 2012

56. "Kosiarz" - Terry Pratchett

16:15 Posted by Kasia No comments
Zniknięcie tak ważnej osobistości, jak Śmierć, musi prowadzić do zamieszania. I rzeczywiście, gdy na Dysku poziom energii życiowej przekracza dopuszczalne normy, zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe - ożywają sprzęty i góry kompostu, a mag, który po 130 latach życia miał się udać na zasłużony odpoczynek, mimo usilnych starań nie może umrzeć do końca. A tymczasem, nasz ulubiony szkielet, zajmuje się pracami gospodarskimi i poznaje uroki życia śmiertelników.

Ten tom cyklu o Śmierci różni się znacznie od innych książek Pratchetta, z którymi miałam dotychczas styczność. Język, który zazwyczaj jest główną zaletą tych opowieści, tutaj pełnił drugorzędną rolę ozdobnika. W "Kosiarzu" się po prostu dzieje! Chwilami akcja pędzi na łeb na szyję, żeby w pewnym momencie zwolnić i wprowadzić czytelnika głębiej w świat bohaterów. Idealnie, po prostu idealnie. To jedna z lepszych książek Pratchetta.

8/10

piątek, 31 sierpnia 2012

55. "Szwecja. Świat według reportera" - Piotr Kraśko

15:07 Posted by Kasia 2 comments
Nie spodziewałam się cudów po tej książce, lecz okazała się całkiem przyjemną lekturą. Kraśko oferuje nam Szwecję w pigułce - na niewiele ponad 90 stronach wprowadza nas w klimat Szwecji. Może i nie dowiemy się z tej publikacji, jak wygląda życie codzienne zwykłego Szweda, ale już o najsłynniejszym przysmaku tego kraju, rodzinie królewskiej i jej historii parę ciekawostek znajdziemy. Książka jest napisana sprawnym językiem, co, poza objętością, sprawia, że czyta się ją niesamowicie szybko. Dodatkową zaletą niewielkich wymiarów "Szwecji..." jest to, że autor nie zdąży czytelnika znudzić. Nie wiem, czy udałoby się mu utrzymać ten stan przez kolejne kilkadziesiąt stron, więc tym bardziej, brawo za dobór formatu.

Może i szczegółów żadnych nam nie wyjawi, ale jest to dobra i lekka książeczka. W sam raz na ostatnią podróż tego lata, tym razem tylko w wyobraźni.

7/10

54. "Szewc z Lichtenrade" - Andrzej Pilipiuk

10:24 Posted by Kasia No comments

Po pierwsze - Pilipiuk.
Po drugie - Olszakowski.
Po trzecie - świetny język.
Po czwarte - wciągająca fabuła opowiadań.
Po piąte - Pilipiuk.

Nie wszystkie opowiadania z tego zbioru zwalają z nóg, jednak książka trzyma poziom, do jakiego autor swoich czytelników przyzwyczaił. I mimo że, po przeczytaniu większości książek Pilipiuka, mam wrażenie lekkiej powtarzalności, to kiedy powtarza się coś, co tak bardzo lubię, nie mam powodów do narzekań.

9/10

sobota, 18 sierpnia 2012

53. "Mort" - Terry Pratchett

11:46 Posted by Kasia No comments
Śmierć - chyba najpopularniejszy i najbardziej lubiany bohater książek Pratchetta, tajemniczy osobnik, DOSADNIE SIĘ WYSŁAWIAJĄCY i wykazujący słabość w kierunku kotów. Już sam wybór głównego bohatera w "Morcie" skłaniał do lektury i bynajmniej nie żałuję, że dałam się skusić.

Mimo że opis na tylnej stronie okładki sugeruje inaczej, Śmierć wcale nie gra pierwszych skrzypiec w tej opowieści. Owszem, opisy jego prób zrelaksowania się podczas urlopu zajmują sporo miejsca i wprowadzają czytelnika w dobry humor, ale największą uwagę przykuwa tytułowy Mort, uczeń Śmierci, zmagający się z problemami wyrastającymi na nowej ścieżce zawodowej. Przez moment zauroczenia i braku obiektywizmu, chłopak popełnia wielki błąd - pozostawia przy życiu kogoś, czyj czas dobiegł już końca, co zaburza równowagę świata i jak można się domyśleć, zmusza go do ratowania sytuacji przez następne 200 stron.

Czytało się tę książkę z prawdziwą przyjemnością. Pełna jest, charakterystycznych dla Pratchetta, gier słownych i absurdów, które nadają jej niepowtarzalny charakter i sprawiają, że po zakończonej lekturze, od razu ulega się impulsowi zamówienia kolejnych części sagi o Mrocznym Kosiarzu.

7/10

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

52. "Równoumagicznienie" - Terry Pratchett

22:03 Posted by Kasia No comments

Ciężko mi było czytać "Równoumagicznienie" i ciężko mi teraz o nim cokolwiek napisać. Momentami przyjemna lektura, ale na tle wcześniejszych części Świata Dysku wypada bardzo słabo.
Chyba po prostu mam już tej książki dosyć.

5/10

środa, 11 lipca 2012

51. "Chudszy" - Stephen King

21:05 Posted by Kasia No comments
"Chudszy" to pierwsza książka Kinga, którą czytało mi się naprawdę szybko. Nie jest ona najlepiej napisaną, najbardziej wciągającą, ani najbardziej trzymającą w napięciu książką tego autora, ale z pewnością jest ona książką najlżejszą. Chwilami, kiedy akcja stoi, a autor skupia się na niezbyt skomplikowanym życiu wewnętrznym głównego bohatera, lektura staje się lekko monotonna, ale szybko wszystko wraca do normy.

Nic szczególnego, ale nie męczy. To się ceni.

7/10

czwartek, 5 lipca 2012

50. "Instytut" - Jakub Żulczyk

16:45 Posted by Kasia No comments

Tytułowy Instytut to mieszkanie. Mieszkanie owiane tajemnicą, zagadkowe. Agnieszka dostaje je w spadku i mimo kuszących ofert sprzedaży, wprowadza się. Zaczyna nowe życie, dostaje pracę jako barmanka, do Instytutu zaczynają się wprowadzać jej znajomi. Wszystko jakoś się toczy, aż pewnego dnia piątka mieszkańców i dwójka ich gości odkrywają, że zostali w Instytucie zamknięci. Nie mogą wyjść, nie mogą nigdzie zadzwonić, nie mogą zrobić nic. Mogą tylko czekać aż Oni, którzy ich zamknęli, odezwą się i może zwrócą im wolność.

Pomysł wydaje się absurdalny, trudno uwierzyć, że w XXI wieku można kogoś kompletnie odciąć od świata w jego własnym mieszkaniu, uniemożliwić mu nie tylko wyjście, ale i jakikolwiek kontakt ze światem. Czujemy bezsensowność tej sytuacji, szukamy wyjścia, ale ono się nie znajduje. Wyjście schodami uniemożliwia zamknięta na klucz krata. Winda nie działa. Okna? Piąte piętro, zresztą, po nieudanej próbie ucieczki i one zostają zabite deskami.

I choć postaci są żałosne, choć są zbiorowiskiem uosobień chyba wszystkich najgorszych stereotypów na temat polskiej młodzieży (co jest dodatkowo jest irytujące, gdy weźmie się pod uwagę, że główna bohaterka ma 35 lat), to utrzymujący się przez całą powieść nastrój napięcia robi swoje - dobrze się to czyta. Nie jest długie, więc jest szansa, żeby się słabymi punktami nie zmęczyć, a naprawdę, warto spróbować.

6/10

piątek, 29 czerwca 2012

49. "Lśnienie" Stephen King

23:10 Posted by Kasia No comments

Podążając śladem postanowienia, żeby przeczytać wszystkie książki Kinga, dotarłam w końcu do kultowego "Lśnienia". Wszelkie recenzje twierdziły, że należy spodziewać się najlepszego i już samo to wywoływało u mnie pewne obawy. Powiem tak: złe nie było, ale szału też nie ma.

"Lśnienie" to trzecia powieść Kinga i jest to w książce widoczne. Warsztat pisarza był jeszcze niedopracowany, klimat już jest, ale akcja jest tak powolna, że po przeczytaniu można odnieść wrażenie, że opisane na 350 stronach wydarzenia mogłyby spokojnie zostać skondensowane do stron stu.

Jednak, pomimo tego, książka jest dobra. Wywołuje w czytelniku dreszcz grozy, więc ma wszystko, co dobry horror mieć powinien. A do tego jest dobrze napisany, czego chcieć więcej?

7/10

piątek, 8 czerwca 2012

48. "Szalone życie Rudolfa" - Joanna Fabicka

14:22 Posted by Kasia No comments
Będąc gimnazjalistką, uwielbiałam Rudolfa. Spędzałam godziny nad książkami Fabickiej, połykając je hurtowo i śmiejąc się z nich w głos. Gdy czytam ją parę lat później, wzbudza we mnie niewiele emocji. Raczej nudna, momentami irytująca i zdecydowanie przesadzona. Chyba po prostu wyrosłam z Rudolfa.

4/10

niedziela, 3 czerwca 2012

piątek, 1 czerwca 2012

46. "Coś pożyczonego" - Emily Giffin

20:27 Posted by Kasia No comments
 
W ramach odprężenia w trudnym czasie sesji - w tej roli książka Giffin sprawdza się idealnie. Nie zwraca się wtedy uwagi na to, że historia jest trochę naciągana, bohaterowie przerysowani, a ich rozterki momentami wręcz zabawne. Przelatuje się przez historię Rachel, nawiązującej romans z narzeczonym wieloletniej najlepszej przyjaciółki, z przyjemnością, a gdy dochodzi się do zakończenia, nie zaskakuje ono w żaden sposób, ale jest sensownym i zgrabnym zwieńczeniem powieści.

Lubię się czasem odprężyć przy takich książkach. Również i tym razem Giffin mnie nie zawiodła.

7/10

czwartek, 24 maja 2012

45. "Siedem lat później" - Emily Giffin

11:07 Posted by Kasia No comments
Choć powieści Giffin z założenia mają być lekkie, łatwe i przyjemne, mimo podejmowania przez nią niełatwych tematów, ta książka sprawiła mi niespodziewaną trudność. Dotknęła rzeczy, nad którymi wielokrotnie się zastanawiałam i które napawają mnie strachem. Po przeczytaniu "Siedem lat później" bynajmniej nie zrobiło mi się lżej na sercu. To smutna książka, każąca wątpić we wszystko, w co dotychczas tak usilnie chciało się wierzyć i nie pozostawiająca żadnych złudzeń co do tego, że może jednak nie będzie tak źle. Taka treść broni się wyłącznie wtedy, gdy powieść jest arcydziełem, a do tego zbioru "Siedem lat później" zdecydowanie nie należy.

4/10

wtorek, 22 maja 2012

44. "Kosogłos" - Suzanne Collins

20:38 Posted by Kasia No comments
Takich książek się nie zapomina. Nie zostawiają nadziei, nie roztkliwiają cukierkowym, czy nawet szczęśliwym zakończeniem. Dają potężnego kopa do myślenia i w tym tkwi ich siła.

Z pewnością nie raz jeszcze wrócę do trylogii "Igrzysk Śmierci".

8/10

piątek, 18 maja 2012

43. "W pierścieniu ognia" - Suzanne Collins

20:04 Posted by Kasia No comments
Oczywistym było, że po tym, jak urzekły mnie "Igrzyska Śmierci", szybko zabiorę się za drugą część trylogii. I choć "szybko" rozciągnęło się aż do miesiąca, nie przeszkodziło to Panem i jego mieszkańcom po raz kolejny zauroczyć mnie od pierwszego momentu.

W wielu aspektach "W pierścieniu ognia" nie ustępuje pierwszej części serii. Wciąga równie skutecznie, wzrusza i wywołuje emocje. Jedyne, co można zarzucić powieści, to pewna powtarzalność, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że autorka w pewien sposób kopiuje pomysł, który wykorzystała w "Igrzyskach". I choć opisane zdarzenia różnią się praktycznie wszystkim, pozostaje poczucie, że to nic nowego, przerabianie tego, co już było. To dość poważny, ale jedyny zgrzyt, jaki razi podczas lektury tej książki.

Mimo to, nadal pozostaję zakochana w serii i bez wahania sięgam po część trzecią. Te książki mają w sobie "to coś".

8/10

wtorek, 15 maja 2012

42. "Trójka do potęgi" - Grzegorz Miecugow

22:13 Posted by Kasia No comments
To było moje drugie podejście do prozy pana Miecugowa i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że było to podejście ostatnie. Po lekturze "Przypadku" myślałam, że przetrwałam najgorsze i że negatywnie się mnie zaskoczyć już po prostu nie da. A jednak. Dziennikarzowi udało się dokonać niemożliwego.

Nie jestem w stanie opisać wszystkich niedoróbek, błędów i przeszkadzających w czytaniu niby-nie-błędów. A nawet gdybym była, to chyba nie ma co się pastwić. Książka jest po prostu słaba i tyle. Bo nawet pomijając, jak nieprzyjemnie się ją czyta, nie sposób przejść obojętnie wobec fabuły, która jest... no, lekko mówiąc, naciągana. A ja naciągania w literaturze bardzo nie lubię.


2/10

niedziela, 13 maja 2012

41, "Bastion" - Stephen King

22:45 Posted by Kasia No comments
To było moje drugie podejście do "Bastionu". Pierwsze, zaliczone na początku liceum nie pozostawiło we mnie jakiegokolwiek zachwytu, wręcz przeciwnie, jedyne, co zapamiętałam z książki to zakończenie, z którego zostałam odpytana przez nauczyciela. Szóstka została wpisana do dziennika, a ja praktycznie zapomniałam o powieści i dopiero trzy lata później, realizując postanowienie przeczytania wszystkich dzieł Kinga, powróciłam do niej.

Okazuje się, że do "Bastionu" trzeba dojrzeć. A przynajmniej ja musiałam. Dzisiaj nie potrafię sobie wyobrazić, jak mogłam obojętnie przesuwać wzrok po tych stronach, nie zapamiętać apokaliptycznej wizji świata, wprawdzie pełnej zła i przemocy, ale mimo wszystko dającej nadzieję. Wtedy terminy goniły i musiałam pokonać to 1164-stronicowe tomiszcze w tydzień, powtórka zajęła mi dwadzieścia dni. Nie spieszyłam się, rozkoszowałam się tą lekturą, a było czym, bo ta książka to rzecz piękna.

Bezsensowne wydają się być jakiekolwiek streszczenia, próba ujęcia tej prawie miesięcznej przygody w krótką i zwięzłą notkę. "Bastion" się takim zabiegom wymyka. Nie jest to książka łatwa, ale warto poświęcić jej swój czas i skupienie. Warto, bo zamykając ją, czułam się, jakbym żegnała się z dobrym przyjacielem, a to chyba najlepsza z możliwych rekomendacji.

10/10

sobota, 21 kwietnia 2012

40. "Igrzyska Śmierci" - Suzanne Collins

13:38 Posted by Kasia No comments
Jak to każdej książki, tak intensywnie zachwalanej przez ogół, podeszłam do "Igrzysk Śmierci" z dużą dozą nieśmiałości. Nie spodziewałam się czegoś, co mogłoby dorównać Potterowi, a na powtórkę niewątpliwej przyjemności obcowania z literaturą typu "Zmierzch" ochoty zdecydowanie nie miałam.

Już po pierwszym stronach było jasne, że czytam coś zupełnie niepowtarzalnego. "Igrzyska Śmierci" dzieją się w świecie przerażającym swoją brutalnością, ale również wciągającym. Autorka opisuje wszystko w sposób niesamowicie plastyczny, opisy biedy i głodu wywołują dreszcze, a sceny śmierci czyta się ze łzami w oczach. Do tego dochodzi wartka akcja, trochę przewidywalna, ale niesamowicie wciągająca.

Koniec końców, nie dziwię się, że to bestseller, bo sama od razu po przeczytaniu zamówiłam dwie kolejne części trylogii i z niecierpliwością czekam, kiedy będę mogła się do nich zabrać.

10/10

wtorek, 3 kwietnia 2012

39. "Allen na scenie" - Woody Allen

22:12 Posted by Kasia No comments
Kolejna książka jednego z moich Mistrzów, z którą miałam okazję spędzić kilka wieczorów. Chociaż nie, dokładnie rzecz biorąc, wieczór był jeden, bo "Allen na scenie" to zbiór scenariuszy, które czyta się w zawrotnym tempie. Ubogo opisane tło wydarzeń pozwala całkowicie skupić się na tym, co jest w twórczości Allena najważniejsze, czyli słowie. A słowo w tej książce jest pełne absurdu i niełatwego, ale rozbrajającego humoru.

Aż żal, że żadne z tych dzieł nie doczeka się wystawienia na rzeczywistej scenie.

8/10

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

38. "Romans na receptę" - Monika Szwaja

22:06 Posted by Kasia No comments
Po raz kolejny na znużenie, złość i inne nieprzyjemne uczucia związane z codziennością zaaplikowałam sobie porcję optymizmu sygnowanego przez panią Szwaję. "Romans na receptę" oczarował mnie trochę mniej niż inne książki tej autorki, na co zapewne duży wpływ miało umiejscowienie sporej części akcji w górach, miłość do których nie bardzo rozumiem, ale mimo to, była to przyjemna lektura, pozwalająca odprężyć się po ciężkim dniu. Głównej bohaterce, która została wykreowana na pełną wdzięku, sympatyczną osobę i reszcie pozytywnych bohaterów zostali przeciwstawienie członkowie rodziny Eulalii, których większość jest spełnieniem koszmarnych snów. Dzięki temu, mimo że "Romans..." jest książką pozytywną, nie jest książką głupawą.

7/10

poniedziałek, 26 marca 2012

37. "Jestem nudziarą" - Monika Szwaja

21:59 Posted by Kasia 1 comment

Tytułowa nudziara to Agata, z zawodu polonistka, aktualnie na życiowym zakręcie. Dotychczas pracowała na stanowisku "pani z dziekanatu", ale skierowana na nią chuć dziekana zmusza ją do podjęcia pracy w szkole. Jednocześnie przyjaciółki Agaty postanawiają, że czas najwyższy, żeby zaczęła ona prowadzić jakiekolwiek życie towarzyskie. Jak łatwo się domyślić, powoduje to wiele zmian w życiu bohaterki, z największym naciskiem na dynamiczne zmiany w historii romansów sympatycznej pani polonistki.

Uwielbiam książki Szwai. Bywają rozbrajająco naiwne, ale czasami miło jest zanurzyć się w świecie, gdzie ludzie ciekawie się wysławiają, wymarzeni mężczyźni nie mają nic przeciwko, że przez pewien okres spotykania się z nimi sypiało się z innym mężczyzną, a wszystkie perypetie dobrze się kończą. Czasami właśnie tego mi trzeba.

8/10

czwartek, 22 marca 2012

36. "Kroniki Jakuba Wędrowycza" - Andrzej Pilipiuk

21:19 Posted by Kasia No comments
Nie było to moje pierwsze spotkanie z egzorcystą-bimbrownikiem. Wręcz przeciwnie, powracając po raz kolejny do opowieści z Wojsławic rodem, czułam się, jakbym odwiedzała dawno niewidzianego przyjaciela. Nie jest to znajomość wymagająca, wręcz przeciwnie, dostarcza dość łatwej i oczywistej rozrywki. Jednak banalność ta nie przeszkadza bynajmniej w zaczytywaniu się w przygodach Wędrowycza z szerokim uśmiechem na ustach, a czasami samo to jest wszystkim, czego się od lektury oczekuje.

7/10

środa, 21 marca 2012

35. "Cztery pory roku" - Stephen King

16:36 Posted by Kasia No comments
Książka „Cztery pory roku” to zbiór czterech mini powieści. Mimo że nie zauważyłam w treści większego związku z porami roku, jakim zostały przypisane, autor postanowił w taki właśnie sposób je podzielić.

„Skazani na Shawshank”

Najsłynniejsza opowieść z tego zbioru na wstępie wita nas mottem „Ważna jest opowieść, a nie opowiadający” i faktycznie, opowiadający pełni tu praktycznie tylko funkcję narratora. Głównym bohaterem jest jego przyjaciel z więzienia, opis jego losów jest pełen emocji. King udało się stworzyć w „Skazanych” wspaniałą atmosferę, możemy niemal poczuć beznadzieję życia skazanych na dożywocie, przebłyski nadziei podczas składania podań o zwolnienie warunkowe i, paradoksalnie, bezradność, gdy któreś z nich w końcu zostaje rozpatrzone pozytywnie.
Mimo że jest to powieść z morałem, nie jest on nachalny i wprawia on czytelnika w przyjemny, refleksyjny nastrój.

„Zdolny uczeń”

Tym razem na bohaterów powieści King wybrał byłego zbrodniarza hitlerowskiego i młodego, zdolnego chłopaka. Kiedy nastolatek odkrywa, że mieszkający niedaleko staruszek to tak naprawdę były oficer SS, który zabijał Żydów w obozie koncentracyjnym, postanawia szantażem zmusić go do opowiedzenia historii o tym miejscu. Niemiec zgadza się pod wpływem szantażu, a wyciągnięte ponownie na wierzch wspomnienia zmieniają ich obu w sposób tragiczny.
Wbrew pozorom, nie opisy dręczonych podczas Drugiej Wojny Światowej Żydów są w tej opowieści najbardziej przerażające. Autor pokazuje, że w każdym siedzi cząstka zła, która w odpowiednich okolicznościach może zwykłego człowieka zmienić w wyrachowanego potwora.

„Ciało”

Najsłabsza powieść z całej książki. Wydaje się być napisana „na szybko”, nieprzemyślana. King szczegółowo opisuje w niej leśną wyprawę czterech chłopaków, chcących ujrzeć ciało zabitego niedawno przez jadący pociąg rówieśnika. Niby czuje się, co autor miał do przekazania, ale forma, w jakiej zostało to zrobione, nie zachęca do lektury.

„Metoda oddychania”

Horror, opisujący bardzo nietypowy poród. Mimo wielu niejasności, ta powieść trzyma czytelnika w napięciu. Jednocześnie czuć nastrój świąt, tajemniczość „klubu, gdzie można posłuchać dobrych opowieści” i niepokój wywołany przez historię, opowiadaną przez starego lekarza. Jest to utwór krótki, czyta się go szybko, ale pozostanie w mojej pamięci na długo.

8/10

wtorek, 13 marca 2012

34. "Pisarz, który nienawidził kobiet" - John Leake

20:18 Posted by Kasia No comments
Chwytliwy tytuł zachęca do sięgnięcia po tę książkę. Jednak jeśli czytelnik zdecyduje się na lekturę w nadziei na jakiekolwiek podobieństwo "Pisarza..." do twórczości Stiega Larssona, gorzko się rozczaruje.

Nie jest to kryminał, w który można się zanurzyć w spokojny wieczór. To znaczy, oczywiście, można próbować, ale wieczór szybko straci swój spokój. Otwierając tę książkę, poznajemy małego, niepozornego człowieka, który swoim urokiem osobistym potrafił omotać nie tylko kobiety, ale i przedstawicieli najwyższych sfer Wiednia. Chowając się za maską przykładu na sukces austriackiego procesu resocjalizacyjnego, z nieludzkim okrucieństwem mordował zagubione w życiu kobiety. A najgorsze w Jacku Unterwegerze było to, że nie powstał w umyśle autora, tylko istniał naprawdę.

Jest to literatura faktu, momentami ciężka w lekturze. Warto jednak przez nią przebrnąć, bo w sposób dogłębny analizuje psychikę mordercy, która jakkolwiek to nie zabrzmi, jest tak samo ciekawa, jak przerażająca.

8/10

poniedziałek, 27 lutego 2012

33. "Kochałem ją" - Anna Gavalda

21:35 Posted by Kasia No comments
Nie lubię takich książek. Przegadanych, trochę nadętych. Ni to psychologicznych, ni to mających jakąkolwiek akcję. Takie trochę nie wiadomo co.

Nie wciągnęło mnie, nie wywołało żadnych emocji. Krótkie, więc nawet zirytować nie zdążyło.

Ot, takie trochę nic.

2/10

niedziela, 26 lutego 2012

32. "Tam gdzie Ty" - Jodi Picoult

11:34 Posted by Kasia No comments
W swojej najnowszej książce, Jodi Picoult opisuje życie Zoe Baxter, desperacko pragnącej dziecka muzykoterapeutki. Rozwód, nowa miłość, kontrowersyjny proces o prawo do zamrożonych w czasie małżeństwa zarodków, a gdzieś w tle walka pomiędzy postawami konserwatywnych chrześcijan i homoseksualistów - to wszystko, wraz z lekkim piórem autorki czynią tę powieść wciągającą. Kartki przewracają się w szybkim tempie, a akcja wciąga, ale... No właśnie, jest całkiem sporo tych "ale".

Największym mankamentem "Tam gdzie Ty" jest spłycenie problemu konfliktu pomiędzy Kościołem, a osobami homoseksualnymi. Nietrudno zgadnąć, po której stronie konfliktu opowiada się autorka, co samo w sobie może nie jest jeszcze najgorsze, ale idealizowanie, wręcz uświęcanie związków między osobami tej samej płci. Po drugiej stronie brak jakichkolwiek pozytywnych bohaterów, wszyscy bez wyjątku są zaślepionymi nienawiścią "konserwami". Oczywiście, koniec końców jeden z bohaterów się "nawraca", ale tylko po to, by umożliwić autorce zakończenie książki cukierkowym i pozostawiającym ogromny niedosyt banałem.

Pomimo że przeczytałam "Tam gdzie Ty" szybko i z dużą dozą przyjemności, znalazłam tam wiele rzeczy, które mi lekturę utrudniały. Przeczytawszy zachwycające "Bez mojej zgody" spodziewałam się czegoś dużo lepszego.


7/10

piątek, 24 lutego 2012

31. "Wielki Marsz" - Stephen King

23:26 Posted by Kasia No comments
 
Książka cienka, więc zabrałam się za nią z przekonaniem, że pójdzie łatwo. Oj, jakże się myliłam. Okazuje się, że nawet na 99 stronach można zmieścić wstrząsającą historię.

Tytułowy Wielki Marsz to konkurs. Transmitowany przez amerykańskie telewizje, uwielbiany przez społeczeństwo, przynajmniej oficjalnie. Młodzi mężczyźni decydują się na morderczą wędrówkę, bo nagrodą jest spełnienie marzeń. Dosłownie, zwycięzca może sobie zażyczyć czegokolwiek. Brzmi kusząco, ale wraz z upływem czasu i kilometrów, zawodnicy zaczynają sobie uświadamiać, że może jednak nie było warto.

"Wielki Marsz" nie jest typowym horrorem. Brak tu dziewczynek ze zdolnościami paranormalnymi, ożywających lalek, czy innych magicznych zjawisk. Przeraża uświadomienie sobie natury ludzkiej, nagle zdajemy sobie sprawę, że w każdym człowieku czai się wariat, albo bezwzględna bestia. A może jedno i drugie. I choć wielu autorów próbowało już wzbudzić we mnie taką konstatację, King jest pierwszym, który sprawił, że naprawdę to poczułam. Po przeczytaniu ostatniej strony, siedziałam chwilę bez ruchu, skołowana historią, która właśnie się zakończyła. I to chyba jest najlepszą rekomendacją.

9/10

czwartek, 16 lutego 2012

30. "Sto dni po ślubie" - Emily Giffin

21:08 Posted by Kasia No comments
Tytułowe sto dni po ślubie to beztroski czas, jaki Ellen Graham spędziła ze swoim świeżo upieczonym mężem. Po tym czasie, w jej życiu na nowo pojawia się Leo, dawna, wielka miłość. Jak łatwo się domyślić, wprowadza on zamęt w, dotychczas spokojne i szczęśliwe, życie młodej mężatki.

Ciężko było mi się utożsamić z Ellen. Nie wyobrażam sobie, jak można żyć, dokonując takich wyborów, jak ona i mimo wyraźnych zabiegów autorki, nie potrafię jej zrozumieć i polubić. Oszukuje męża i najlepszą przyjaciółkę, ulega pokusie zakazanego owocu, po czym pokazuje, że poprzednie rozczarowanie byłym chłopakiem, niczego jej nie nauczyło.

Książkę ratuje talent autorki, która nawet z miałkiej opowieści potrafi zrobić wciągające czytadło. Dość irytujące, ale z drugiej strony, lepiej gdy powieść wzbudza emocje negatywne niżby miała nie wywoływać żadnych.

5/10

sobota, 11 lutego 2012

29. "Dallas '63" - Stephen King

12:37 Posted by Kasia No comments
Stephenowi Kingowi udało się mnie zaskoczyć. Myślałam, że po przeczytaniu wielu książek tego autora znam już mniej więcej jego styl pisania, pomysły i że choć wciąż będę czerpać radość z lektury jego twórczości, to będzie to raczej wchodzenie do tej samej, dobrze znanej rzeki, niż zmiana kąpieliska. I dotychczas faktycznie, zazwyczaj tak było, ale "Dallas '63" to zupełnie nowa jakość.

Nauczyciel angielskiego, Jake Epping, dowiaduje się, że podróże w czasie są możliwe. Mało tego, zostaje poproszony, a może nawet zmuszony do tego, żeby udać się do roku 1958 i zrobić wszystko, aby zapobiec zamachowi na JFK w 1963r. Czy mu się udaje, czy nie, tego nie zdradzę, ale osiemset stron, które do tego zakończenia prowadzi to uczta dla czytelnika.

Wpływ tony materiałów źródłowych, jakimi autor chwali się w posłowiu, jest widoczny w trakcie lektury. Ameryka połowy XX wieku w wydaniu Kinga jest realistyczna, wręcz namacalna. Świat przeszłości nie jest ani idealizowany, ani demonizowany, dotykamy wszystkich aspektów życia w tamtych czasach, od ogólnych obyczajów, do rzeczy tak szczegółowych, jak słownictwo charakterystyczne dla tamtej epoki.

Jest i wątek miłosny. Piękny, ale nie dominujący. "Dallas '63" nie jest romansidłem, choć historia miłości Jake'a jest chyba najbardziej szczegółowo opisanym elementem fabuły.

Długo czekałam na wolną chwilę, aby zasiąść do najnowszej powieści Kinga. Opłacało się. Nie jest to książka, którą można czytać w pędzie. Ta opowieść zasługuje na chwilę sam na sam z naszymi emocjami, a w zamian przynosi wiele wzruszeń. Warto się temu oddać, zdecydowanie.


10/10