czyli ostatnio przeczytałam książkę.

poniedziałek, 27 lutego 2012

33. "Kochałem ją" - Anna Gavalda

21:35 Posted by Kasia No comments
Nie lubię takich książek. Przegadanych, trochę nadętych. Ni to psychologicznych, ni to mających jakąkolwiek akcję. Takie trochę nie wiadomo co.

Nie wciągnęło mnie, nie wywołało żadnych emocji. Krótkie, więc nawet zirytować nie zdążyło.

Ot, takie trochę nic.

2/10

niedziela, 26 lutego 2012

32. "Tam gdzie Ty" - Jodi Picoult

11:34 Posted by Kasia No comments
W swojej najnowszej książce, Jodi Picoult opisuje życie Zoe Baxter, desperacko pragnącej dziecka muzykoterapeutki. Rozwód, nowa miłość, kontrowersyjny proces o prawo do zamrożonych w czasie małżeństwa zarodków, a gdzieś w tle walka pomiędzy postawami konserwatywnych chrześcijan i homoseksualistów - to wszystko, wraz z lekkim piórem autorki czynią tę powieść wciągającą. Kartki przewracają się w szybkim tempie, a akcja wciąga, ale... No właśnie, jest całkiem sporo tych "ale".

Największym mankamentem "Tam gdzie Ty" jest spłycenie problemu konfliktu pomiędzy Kościołem, a osobami homoseksualnymi. Nietrudno zgadnąć, po której stronie konfliktu opowiada się autorka, co samo w sobie może nie jest jeszcze najgorsze, ale idealizowanie, wręcz uświęcanie związków między osobami tej samej płci. Po drugiej stronie brak jakichkolwiek pozytywnych bohaterów, wszyscy bez wyjątku są zaślepionymi nienawiścią "konserwami". Oczywiście, koniec końców jeden z bohaterów się "nawraca", ale tylko po to, by umożliwić autorce zakończenie książki cukierkowym i pozostawiającym ogromny niedosyt banałem.

Pomimo że przeczytałam "Tam gdzie Ty" szybko i z dużą dozą przyjemności, znalazłam tam wiele rzeczy, które mi lekturę utrudniały. Przeczytawszy zachwycające "Bez mojej zgody" spodziewałam się czegoś dużo lepszego.


7/10

piątek, 24 lutego 2012

31. "Wielki Marsz" - Stephen King

23:26 Posted by Kasia No comments
 
Książka cienka, więc zabrałam się za nią z przekonaniem, że pójdzie łatwo. Oj, jakże się myliłam. Okazuje się, że nawet na 99 stronach można zmieścić wstrząsającą historię.

Tytułowy Wielki Marsz to konkurs. Transmitowany przez amerykańskie telewizje, uwielbiany przez społeczeństwo, przynajmniej oficjalnie. Młodzi mężczyźni decydują się na morderczą wędrówkę, bo nagrodą jest spełnienie marzeń. Dosłownie, zwycięzca może sobie zażyczyć czegokolwiek. Brzmi kusząco, ale wraz z upływem czasu i kilometrów, zawodnicy zaczynają sobie uświadamiać, że może jednak nie było warto.

"Wielki Marsz" nie jest typowym horrorem. Brak tu dziewczynek ze zdolnościami paranormalnymi, ożywających lalek, czy innych magicznych zjawisk. Przeraża uświadomienie sobie natury ludzkiej, nagle zdajemy sobie sprawę, że w każdym człowieku czai się wariat, albo bezwzględna bestia. A może jedno i drugie. I choć wielu autorów próbowało już wzbudzić we mnie taką konstatację, King jest pierwszym, który sprawił, że naprawdę to poczułam. Po przeczytaniu ostatniej strony, siedziałam chwilę bez ruchu, skołowana historią, która właśnie się zakończyła. I to chyba jest najlepszą rekomendacją.

9/10

czwartek, 16 lutego 2012

30. "Sto dni po ślubie" - Emily Giffin

21:08 Posted by Kasia No comments
Tytułowe sto dni po ślubie to beztroski czas, jaki Ellen Graham spędziła ze swoim świeżo upieczonym mężem. Po tym czasie, w jej życiu na nowo pojawia się Leo, dawna, wielka miłość. Jak łatwo się domyślić, wprowadza on zamęt w, dotychczas spokojne i szczęśliwe, życie młodej mężatki.

Ciężko było mi się utożsamić z Ellen. Nie wyobrażam sobie, jak można żyć, dokonując takich wyborów, jak ona i mimo wyraźnych zabiegów autorki, nie potrafię jej zrozumieć i polubić. Oszukuje męża i najlepszą przyjaciółkę, ulega pokusie zakazanego owocu, po czym pokazuje, że poprzednie rozczarowanie byłym chłopakiem, niczego jej nie nauczyło.

Książkę ratuje talent autorki, która nawet z miałkiej opowieści potrafi zrobić wciągające czytadło. Dość irytujące, ale z drugiej strony, lepiej gdy powieść wzbudza emocje negatywne niżby miała nie wywoływać żadnych.

5/10

sobota, 11 lutego 2012

29. "Dallas '63" - Stephen King

12:37 Posted by Kasia No comments
Stephenowi Kingowi udało się mnie zaskoczyć. Myślałam, że po przeczytaniu wielu książek tego autora znam już mniej więcej jego styl pisania, pomysły i że choć wciąż będę czerpać radość z lektury jego twórczości, to będzie to raczej wchodzenie do tej samej, dobrze znanej rzeki, niż zmiana kąpieliska. I dotychczas faktycznie, zazwyczaj tak było, ale "Dallas '63" to zupełnie nowa jakość.

Nauczyciel angielskiego, Jake Epping, dowiaduje się, że podróże w czasie są możliwe. Mało tego, zostaje poproszony, a może nawet zmuszony do tego, żeby udać się do roku 1958 i zrobić wszystko, aby zapobiec zamachowi na JFK w 1963r. Czy mu się udaje, czy nie, tego nie zdradzę, ale osiemset stron, które do tego zakończenia prowadzi to uczta dla czytelnika.

Wpływ tony materiałów źródłowych, jakimi autor chwali się w posłowiu, jest widoczny w trakcie lektury. Ameryka połowy XX wieku w wydaniu Kinga jest realistyczna, wręcz namacalna. Świat przeszłości nie jest ani idealizowany, ani demonizowany, dotykamy wszystkich aspektów życia w tamtych czasach, od ogólnych obyczajów, do rzeczy tak szczegółowych, jak słownictwo charakterystyczne dla tamtej epoki.

Jest i wątek miłosny. Piękny, ale nie dominujący. "Dallas '63" nie jest romansidłem, choć historia miłości Jake'a jest chyba najbardziej szczegółowo opisanym elementem fabuły.

Długo czekałam na wolną chwilę, aby zasiąść do najnowszej powieści Kinga. Opłacało się. Nie jest to książka, którą można czytać w pędzie. Ta opowieść zasługuje na chwilę sam na sam z naszymi emocjami, a w zamian przynosi wiele wzruszeń. Warto się temu oddać, zdecydowanie.


10/10