czyli ostatnio przeczytałam książkę.

niedziela, 28 kwietnia 2013

96. "Księżniczka z lodu" - Camilla Läckberg

18:12 Posted by Kasia No comments

"Księżniczka z lodu" to pierwsza część cyklu o Patriku Hedströmie. Mimo że z założenia, głównym bohaterem książek miał być 35-letni policjant, w "Księżniczce..." pierwsze skrzypce gra postać Erici Falck, pisarki, która wraca do rodzinnego miasteczka, aby uporządkować sprawy zmarłych niedawno rodziców. Pewnego dnia, zaalarmowana przez sąsiada, znajduje ciało przyjaciółki z dzieciństwa, która najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. No właśnie, najprawdopodobniej...

Nieopatrznie zaczęłam czytać serię Camilli od części czwartej. Pozbawiło mnie to poczucia zaciekawienia w temacie życia osobistego głównych bohaterów, który to wątek w książkach tej autorki zajmuje sporo miejsca. Z tego powodu, obyczajowa część "Księżniczki..." nie wzbudziła mojej fascynacji.

Wątek kryminalny to już zupełnie inna sprawa. Do praktycznie ostatniej strony zastanawiałam się, najpierw, kto zabił, a potem, czy to już na pewno koniec tej tragicznej i bardzo zagmatwanej historii. Szczerze mówiąc, do teraz nie mam pewności. Niby sprawa została wyjaśniona, ale męczy mnie poczucie, że to nie wszystko. Cóż, lektura kolejnych tomów pokaże, czy intuicja mnie nie myli.

Tak jak "Ofiarę losu", tak i tę książkę, czytało się błyskawicznie. Camilla


czwartek, 25 kwietnia 2013

95. "Rock'n'roll, bejbi!" - Piotr Rogoża

20:55 Posted by Kasia No comments
Zapewne jestem przedstawicielką niewielkiej grupy, którą wcale nie okładka skusiła do sięgnięcia po książkę Rogoży. W moim przypadku zadziałał cytat, który umieszczony został w jednej z recenzji:

"(...)Wychowawczyni(...) po chwili przemówiła:
- Zapiszcie temat lekcji. Głos miała strasznie niewyraźny. Jakby się jej język kleił do podniebienia.
-Dzisiaj będzie o mózgu - wybełkotała, szczerząc zęby. Chwyciła kredę i koślawymi literami napisała na tablicy: MUSK. Zastanowiła się chwilę i dopisała: JE DOBRY.
-Mózg, ghe, ghe, je dobry. Zapamiętajcie"

A że książka droga nie była, to od razu wylądowała w moim koszyku w pewnej internetowej księgarni.

Po przeczytaniu całości, daleka jestem od entuzjazmu, który sprawił, że po tę pozycję sięgnęłam. Autor pomysły ma całkiem niezłe, ale wykonanie kuleje na całej linii. Słaby jest zarówno język - rzadko kiedy napotyka się w tych opowiadaniach na zdanie złożone, jak i sposób prowadzenia akcji - autor zapomina zarówno czytelnika w akcję wprowadzić, jak i jakoś zgrabnie ją zakończyć. W efekcie trudno pozbyć się wrażenia, że czyta się pierwsze próby literackie, marzącego o karierze pisarskiej nastolatka.

Dalej pastwić się nie będę, mimo że mogłabym tak jeszcze długo. Ale spasuję, bo mimo wszystko, "Rock'n'roll, bejbi", pozostawi we mnie uczucia umiarkowanie pozytywne. Bo, jak już mówiłam, pomysł był całkiem niezły.

5/10
3/5

wtorek, 23 kwietnia 2013

94. "Alice's Adventures in Wonderland" - Lewis Carroll

20:43 Posted by Kasia No comments




Chyba nie zabrałabym się za tę książkę, gdyby nie to, że wydawała się idealna na powrót do literatury czytanej w języku angielskim. Krótka, napisana przystępnym językiem i w miarę porządnie wydana (mówię w miarę, bo rozmiar pozostawia wiele do życzenia, no ale przynajmniej cena była adekwatna do rozmiaru). Przyjemność z lektury miała być sprawą drugorzędną i w sumie dobrze, bo przynajmniej się nie rozczarowałam.

Pamiętając z dzieciństwa, pięknie wydaną wersję od Disney'a, mając w głowie niedawny film Burtona, ciężko było się zauroczyć oryginałem opowieści. I może bluźnię, i może się nie znam, ale po prostu wolę "tamte" Alicje. Tę przeczytałam, nawet niezbyt się umordowawszy, ale i bez jakiejś szczególnej przyjemności, wypisałam co ciekawsze słówka i tyle mojego z tej lektury. Powrotu raczej nie planuję.

5/10
2/5

środa, 17 kwietnia 2013

93. "Folwark zwierzęcy" - George Orwell

19:59 Posted by Kasia No comments




Od jakiegoś czasu zasadzałam się na tę książkę. Wiedziałam, na co się piszę, że symbolikę trudno będzie nazwać subtelną, że może wkraść się też odrobina moralizowania, ale mimo wszystko, była to jedna z książek, którą postanowiłam na pewno w swoim życiu przeczytać.

Moje przewidywania się sprawdziły. Nie była ona wstrząsająca w żaden sposób, ale czytało się ją bardzo szybko i bez problemów, bo napisana jest w naprawdę przystępny sposób. Nie jest to pozycja, nad walorami której można się jakoś długo rozwodzić, jest to po prostu coś, co warto kiedyś przeczytać. A więc, przeczytałam i na tym stwierdzeniu chyba poprzestanę.

8/10

92. "Złodziej czasu" - Terry Pratchett

19:52 Posted by Kasia No comments

Ostatnia część Pratchettowego cyklu o Śmierci zatrzymała mnie przy sobie na dłużej. Głównie dlatego, że była bardzo nierówna - z jednej strony były wątki, od których trudno się było oderwać, jak Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (ze szczególnym naciskiem na Wojnę i jego życie małżeńskie), czy kariera zawodowa Susan Sto Helit, ale znalazły się też takie, które ciągnęły się i skończyć się nie chciały.

Generalnie, nie jest źle. Inna rzecz, że u Pratchetta naprawdę rzadko bywa. Nie jest to moja ulubiona pozycja w dorobku tego autora, ale też nie byłam nią rozczarowana. Ot, taka przyjemna bajka dla dorosłych, do której czasem trzeba się zmobilizować, ale po skończeniu jest się zadowolonym.

7/10
4/5

czwartek, 4 kwietnia 2013

91. "Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości" - Christopher Moore

22:18 Posted by Kasia No comments

Na początku były Tytuł, Autor i Cena. Tytuł przyciagający wzrok, Autor, na którego się zasadzałam od dłuższego czasu i Cena, kompletnie nieadekwatna dla książki takiego gabarytu. Więc kupiłam to dzieło w jednym ze sklepów sieci o owadziej proweniencji

Potem była Grubość, która sama w sobie jeszcze kwalifikowałaby "Wyspę..." w wyższe strefy stanów przeciętnych, ale w połączeniu z twardą okładką, lokowała książkę w kategorii "ciężkie", zabójczej dla czytelnika, który czytadło tacha ze sobą zawsze i wszędzie. Leżała więc nieruszona.

W końcu się dorwałam i na początku szału nie było. Historia za nic nie chciała się rozkręcić i zaciekawić. Niemrawe podrygi humoru niosły raczej żałość, niż śmiech, czy choćby uśmiech.

Aż w końcu coś ruszyło. W okolicach połowy, połykałam już kolejne strony w tempie błyskawicznym. Poniekąd to zasługa sporej czcionki, ale akcja też była niczego sobie.

No i skończyłam. Może nie zachwycona, ale zadowolona na pewno. I z całkiem nieźle zmotywowana do powrotu do Moore'a.

7/10
4/5