Wrocław, rok 1933. W brutalny sposób zostaje zamordowana młoda baronówna. Radca kryminalny, Eberhard Mock, szuka mordercy, który rozciął brzuch młodej dziewczynie i umieścił w jej trzewiach zabójcze skorpiony. W tle przewija się panorama międzywojennego Wrocławia, oddana w dokładny sposób, od stanu architektonicznego miasta, aż po ulubione rozrywki jego prominentnych mieszkańców.
I to jest największy problem z książką Krajewskiego. Bo choć zagadka jest ciekawa, choć czytelnik oczekuje na jej rozwiązanie, autor zdaje się nie skupiać na tej kwestii w sposób szczególny. Z dużą większym zaangażowaniem opisuje jurnych bogaczy, ich fascynacje nieletnimi dziewczynami, czy sposób funkcjonowania podwrocławskiego burdelu. Kiedy w końcu rozwiązanie zagadki się zbliża, okazuje się ono mocno naciągane, zostawia poczucie, że cała ta książka została napisana na siłę i w sumie, nie wiadomo, po co.
Mówiąc krótko - "Śmierć w Breslau" nudzi, momentami obrzydza, a na końcu rozczarowuje. Ciężko nawet zachwycić się obrazem miasta sprzed 80 lat, kiedy należało ono jeszcze do Niemców i zarówno nazwy ulic, jak i mentalność mieszkańców były zupełnie inne. A szkoda, bo w tej materii autor zrobił kawał dobrej roboty. Szkoda, że do innych aspektów opowieści nie przyłożył się tak samo mocno.
4/10
2/5
0 komentarze:
Prześlij komentarz