czyli ostatnio przeczytałam książkę.

piątek, 26 sierpnia 2011

14. "Kot, który czytał wspak" - Lilian Jackson Braun

13:16 Posted by Kasia , , , , No comments
Główny bohater, dziennikarz Jim Qwilleran i jego arcyinteligentny kot-detektyw, nieustępliwie tropiący zbrodniarzy, zostali opisani z humorem i wdziękiem. Autorka kocha syjamskie koty, które w jej kryminalnych opowieściach przemawiają częściej niż tylko w Wigilię.

Nie jest to ambitna lektura. Można przy niej spędzić parę miłych chwil, jej przeczytanie nie zajmuje dużo czasu - to są jej główne zalety. A wady? Przede wszystkim, "Kot..." niewiele ma w sobie z kryminału, jakim szumnie został nazwany na okładce. Zagadka wprawdzie jest, ale zauważa się ją jakby obok, nie powoduje ona swędzącej ciekawości "kto zabił?". Dużo większy nacisk jest położony już choćby na obrządek karmienia kota. A gdy zagadka zostaje w końcu rozwiązana... Jedyna reakcja, na jaką mnie było stać, to "aha". I to chyba najlepsze podsumowanie tej całej książki.

Jej dobrą stroną mógłby być kot. Niestety, nie jest, bo mało prawdziwego kota w tym kocie. Autorka uparła się, aby zrobić ze zwierzaka bohatera, przewyższającego inteligencją i klasą większość populacji. Wyszło dziwacznie, mało udanie. 

Można to przeczytać, jak się komuś bardzo nudzi. Nie bawi za bardzo, ale też nie odrzuca szczególnie mocno. Ot, taka sobie lekturka.


2/5

czwartek, 25 sierpnia 2011

13. "Niebezpieczne związki" - Pierre Choderlos de Laclos

Wszystko, co wiemy o miłości, czułości i ludzkim szczęściu, zostaje w tej książce zdeptane, wykpione i zdradzone. Cóż z tego, że winni ponoszą zasłużoną karę? Nic nie cofnie czasu, nie cofnie śmierci, nie odmieni złamanego życia. Nie pomogą puder, peruka ani wykwintne maniery. Napisana w formie listów powieść de Laclosa w pełni oddaje obyczajowy klimat arystokratycznej Francji XVIII wieku, którego ostatnim akordem było zdobycie Bastylii.

W końcu, po trudach i znojach, uporałam się z tą książką. Trudności nie wynikały wprawdzie z jakichkolwiek braków tej powieści, to we mnie wykształciła się na jakiś czas dziwna niechęć do czytania. W myśl zasady, czym się strułeś, tym się lecz, powoli brnęłam przez powieść. Warto było, książka jest przeczytana, chęć do lektury mi wróciła, wszyscy są szczęśliwi.


Wszelkie próby opisania tej książki mogą skończyć tylko zniechęceniem potencjalnego czytelnika, a przynajmniej ich większości. Po pierwsze - jest to powieść epistolarna. Osobie zaraz po liceum trudno uniknąć skojarzenia z pierwszym marudą kanonu, czyli Werterem. Po drugie - akcja dzieje się w wieku XVII, w arystokratycznej Francji. Nie brzmi jak marzenie ortodoksyjnego ścisłowca. No i to klasyk, czyli gdzieś z tyłu głowy kryły się obawy również wyniesione ze szkoły średniej - że brak jakichś bliżej nieokreślonych umiejętności uniemożliwi interpretację, tudzież interpretacja ta będzie błędna (niezgodna z kluczem?;)). Mimo to, zdecydowałam się na podjęcie wyzwania. Jak to się skończyło?


Na początku trudno jest odnaleźć się w tej powieści. Wszyscy piszą do wszystkich, bohaterowie nie są w jakikolwiek sposób wprowadzeni, po prostu się pojawiają, a już od pierwszej strony zaczyna snuć się intryga. Na początku dość mało skomplikowana, z biegiem czasu staje się coraz bardziej skomplikowana i zaczyna obejmować coraz więcej osób.


Pomimo że akcja dzieje się w czasach dość odległych, nie ma problemu z wczuciem się w opisywaną historię. Misternie uknuty plan wywołuje w czytelniku sprzeczne emocje, postaci drażnią lub wywołują współczucie. Mimo że "Niebezpieczne związki" nie oferują łatwej rozrywki, zdecydowanie są warte każdej poświęconej im chwili.


5/5

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

12. "Ostatni bastion Barta Dawesa" - Richard Bachman (Stephen King)

Bart Dawes uważa, że przegrał swoje życie. Dochodzi do wniosku, że jego los zawsze zależał od splotu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i złych wyborów. Najważniejsze sprawy: miłość, narodziny dziecka, praca – działy się jakby obok niego. Teraz widzi, jak znika dawny świat, w którym honor i uczciwość nie były pustymi słowami. Codziennie musi znosić głupotę i obłudę szefa, każdy nowy dzień dowodzi, że w małżeństwie również poniósł klęskę. Dlatego gdy bezduszna decyzja urzędników odbiera mu ostatnie rzeczy, dla których warto było żyć – małą pralnię i dom, decyduje, że się nie podda. Kupuje broń i rozpoczyna walkę o to, co najważniejsze…

Przeczytawszy powyższy opis na lubimyczytac.pl, będąc już po lekturze książki, miałam poważne wątpliwości, czy na pewno mamy na myśli tę samą lekturę. Bart się poddał. Jego walka, którą autor drobiazgowo opisuje, nie była "o coś". Sam główny bohater przyznaje, że nie chodzi o nic, że nie ma żadnych racji, jakie mógłby przedstawić osobom, które chciały go powstrzymać. 


"Ostatni bastion Barta Dawesa" jest opowieścią o człowieku przegranym. Być może miał on jeszcze przed sobą jakieś perspektywy, przecież przeprowadzka, czy zmiana miejsca pracy rzadko jest dla kogokolwiek końcem świata. Jednak Bart sam siebie uważa za skończonego. Stracił wszystko, na czym mu zależało, więc postanawia odejść z hukiem, na stałe wryć się w pamięć ludzi. 


Czy mu się udało? Trzeba przekonać się samemu. Na pewno podróż przez tę część życia Barta Dawesa nie będzie łatwa. Książka nie jest lekturą na leniwy wieczór. Ale mimo wszystko, myślę, że warto. 


3/5