czyli ostatnio przeczytałam książkę.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

9. "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" - Stephen King

Dużo czytać. Jeszcze więcej pisać. Nie poddawać się. Wyłączyć telewizor. Być uczciwym wobec siebie i swoich bohaterów. Nie bać się krytyków. Nie lekceważyć gramatyki. Oszczędzać słowa – radzi początkującym pisarzom słynny autor horrorów.
Ale „Pamiętnik rzemieślnika” to nie tylko porady dla twórców opowiadań o kosmicznych mutantach w radioaktywnym jeziorze. Wielbiciele Stephena Kinga znajdą tutaj wiele szczegółów biograficznych – pisarz opowiada o swoich traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, ciężkich latach biedy, przygodach z alkoholem i narkotykami, wreszcie o groźnym wypadku, któremu uległ w 1999 roku. Zdradza także historie poszczególnych pomysłów (do czego też może zainspirować pisarza automat sprzedający środki higieniczne w damskiej przebieralni!) i konkretnych tekstów czy postaci.
King nie próbuje kreować się mentora początkujących literatów, nie mitologizuje też samego tworzenia, choć głęboko wierzy w magiczną siłę słowa pisanego. Humor i bezpretensjonalność, z jaką podchodzi i do pisania, i do samego siebie, a także naprawdę użyteczne wskazówki i przykłady z życia sprawiają, że „Pamiętnik” jest równie wciągający (choć nie tak przerażający) jak najlepsze z jego powieści.


Nigdy nie pasjonowały mnie biografie znanych ludzi. Mówi się, że historie sukcesów innych inspirują, ale nigdy nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to, co znajdujemy w książce, nie ma nic lub niewiele wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami. Część biograficzna Jak pisać nie pozostawia takich dylematów. Stephen King opowiada swoje dzieje z rozbrajającą szczerością i dystansem do własnej osoby. Przy okazji lektury poznajemy też tło powstania niektórych z jego powieści, co mnie osobiście narobiło wielkiego apetytu na odświeżenie sobie twórczości Kinga i zapoznanie się z resztą jego dorobku.


Część poradnikowa jest jeszcze bardziej osobista. Pisarz dzieli się z nami z tajnikami swojego warsztatu. Obalając co ciekawsze mity przekazywane na warsztatach pisania, w lekki sposób przekazuje czytelnikowi tajemną wiedzę pod sztandarem "jak zostać pisarzem". 


Książka pozwala bardzo miło spędzić czas, a rady w niej zawarte faktycznie pomagają w pisaniu. Czegóż więcej chcieć?


5/5

środa, 22 czerwca 2011

8. "Bez mojej zgody" - Jodi Picoult

Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę.
Annie została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Choć przez całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla niej robi, aż do tej pory Annie akceptowała tę swoją życiową rolę. Teraz jednak, wzorem większości nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę. Wreszcie Annie dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie wyrokiem śmierci.


Całe życie trzynastoletniej Anny jest jedną, wielką kontrowersją. Od samego poczęcia, które uczyniło ją, w sensie genetycznym, dokładną kopią jej chorej na białaczkę siostry aż po proces, w którym domaga się prawa do decydowania o zabiegach medycznych, jakim będzie poddane jej ciało, wiele epizodów z jej życia budziło mój sprzeciw. Przez całą lekturę miałam wrażenie, że Annę faktycznie traktuje się jak pojemnik. I choć zdawałam sobie sprawę z tego, jak trudne są decyzje podejmowane przez przez państwa Fitzgeraldów (na tyle, na ile może zdawać sobie z tego sprawę osoba bezdzietna i dzieci nigdy mieć nie chcąca), miałam wrażenie, że błąd został popełniony na samym początku, że płodzenie dziecka po to, żeby ratować drugie, jest pójściem o krok za daleko. Może i jest to uproszczenie i patrzenie na sprawę jednostronnie, ale tak właśnie myślę.

To jest temat na inną dyskusję. A napisałam to wszystko dlatego, że Bez mojej zgody te refleksje we mnie wywołała i to jest w niej wybitne. Zawsze się wczuwam się w sytuację bohaterów, zastanawiam się, co ja bym zrobiła w danej sytuacji, ale ta powieść wprowadza czytelnika w zupełnie nową sytuację. Talent Jodi poza zdarzeniami, w których biorą udział bohaterowie, przekazuje nam także ich emocje. Robi to tak dobrze, że sprawia, że nasze rozważania przestają być czysto akademickie. Zastanawiamy się, co tak naprawdę byśmy zrobili i zaczynamy widzieć konsekwencje, jakie wynikłyby z naszych czynów. A zakończywszy lekturę, zaryzykuję stwierdzenie, że jakby doszło co do czego, i tak postąpilibyśmy inaczej. Tak myślę, ale miejmy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli tego sprawdzać. 


5/5

sobota, 18 czerwca 2011

7. "Samotny mężczyzna" Christopher Isherwood

Głośna powieść psychologiczno-obyczajowa o stracie najbliższej osoby i pustce, której nic nie jest w stanie wypełnić.
Autor "Pożegnania z Berlinem" (na kanwie którego powstał słynny film "Kabaret"), sam homoseksualista, kreśli wnikliwy portret starzejącego się geja, profesora uniwersytetu z Los Angeles, który po śmierci swego ukochanego, młodego Jima, nie może poradzić sobie ani ze sobą, ani z otaczającą go rzeczywistością.


Wbrew opisowi, homoseksualizm głównego bohatera nie ma żadnego znaczenia. Czytając o fascynacji młodym męskim ciałem możemy na chwilę zapomnieć, o kim czytamy. Zatopieni w lekturze nie zwracamy uwagi na to, czy to kobieta, czy mężczyzna (wszak bywały w historii i kobiety o imieniu George), wiek nie gra roli, a może niepostrzeżenie zaczęliśmy czytać o sobie samych? Taka już jest właśnie magia tej krótkiej opowieści. Na niecałych dwustu stronach serwuje się czytelnikowi dojmująco smutne studium samotności po odejściu ukochanej osoby. Po skończeniu lektury nadchodzi ulga, że dziś jeszcze nie dzielimy losów George'a i nadzieja, że jeszcze przez długi czas tak się nie stanie.

Dojrzała, poważna powieść. Daje do myślenia.
4/5

środa, 15 czerwca 2011

6. "Przenajświętsza Rzeczpospolita" - Jacek Piekara

13:55 Posted by Kasia , , , No comments

Wiele razy beznamiętnie prześlizgiwałam się wzrokiem po tym nazwisku, uzupełniając moją kolekcję pilipiukowych tworów, ale braki w wyżej wymienionym zbiorze sprawiały, że Piekara zostawał obdarzony tylko tym jednym spojrzeniem, które pozwalało mu li i jedynie na poruszanie się w sferach 'znam ze słyszenia'. Lecz wreszcie nadszedł czas i na niego, a zaszczytny tytuł pierwszego spotkania z autorem przypadł "Przenajświętszej Rzeczpospolitej".

Równolegle prowadzone jest kilka wątków. Zapoznajemy się zarówno z problemami natury seksualnej posła Lepkiego, błyskotliwą, acz zawierającą motyw kanałów ściekowych, karierą Amalryka Dymały, czy artystycznym życiem niemal żywcem wyjętych z romantyzmu poetów Konrada Piotra i Atlasa Symbola. Jak widać, autor lubuje się w 'mówiących' nazwiskach, jednak ich wymowa w większości przypadków jest dla mnie niezrozumiała. A jako egocentryk pierwszej wody, pozwalam sobie stwierdzić, że skoro czegoś nie rozumiem, to jest to bez sensu.
Dla każdego z bohaterów zakończenie wygląda inaczej, jedne są bardziej udane, drugie mniej, wszystkie wiodą do jednego wniosku - historia lubi się powtarzać i toczy się kołem, a kolejna rewolucja niewiele różni się od poprzednich.

Tylna okładka zachęca do lektury obietnicą krwawych obrzydliwości nagminnie w "Przenajświętszej" występującymi, wśród których publiczne spalenie ostatnich Żydów w Hajfie jest najmniej radykalnym rozwiązaniem. Jednak jeżeli ktoś sięgnie po tę powieść tylko ze względu na zapowiadane okrucieństwa, może się srogo rozczarować. Owszem, opisy są odważniejsze niż w innych utworach, ale zdecydowanie częściej autor wykorzystuje umiejętność ich tworzenia do opisywania seksualnych orgii. Bo seks wylewa się z każdej strony tej książki. Seks w założeniu zezwierzęcony i wynaturzony, ale jak się temu bliżej przyjrzeć, to różnica leży tylko i wyłącznie w sposobie przedstawienia. Poza przypadkami skrajnymi, wśród których w moim osobistym rankingu prym wiedzie fantazja seksualna księdza - geja na temat ukrzyżowanego ciała Chrystusa, zachowania występujące i w czasach obecnych opisane są w sposób nadający im wygląd obrzydliwego zboczenia i skrajnej degeneracji.

Nie brak tu także nawiązań do lektur omawianych w szkole średniej. Opis Śląska, przekształconego w obóz koncentracyjny, wzbudza skojarzenia z "Opowiadaniami" Borowskiego, a i postać poety Konrada Piotra subtelnością w nawiązaniach nie grzeszy.

Piekara stworzył świat zupełnie nam obcy, w niczym nie przypominający tego, jaki znamy. Mimo że powieść reklamuje się jako ukazującą kraj fanatycznych katolików, niewiele mówi się tu o wierze jako takiej. I choć paszkwile na Kościół są w tej książce potężne, to spełniają rolę raczej drugorzędną. Głównie pokazany jest efekt zatracenia zasad moralnych i zwyczajowych, sytuacja w której nie funkcjonują żadne ograniczenia poza prawem dżungli. I choć w wielu momentach lektura do przyjemności nie należała, to przeczytałam tę książkę chętnie. Nie jako ostrzeżenie, czy proroctwo, ale jako kawał szokującej (w dość prymitywny sposób, ale zawsze), osadzonej w rzeczywistości (czyli mojej ulubionej) fantastyki, która łamie ograniczenia, które zazwyczaj samorzutnie przyjmuje na siebie pisarz. I to przełamanie oraz wszystkie jego konsekwencje dla utworu czynią ją w moich oczach wartą przeczytania.

4/5

piątek, 10 czerwca 2011

5. "Spalony tost, czyli życiowa filozofia Teri" - Teri Hatcher


Książka trochę przeleżała na mojej półce. Zamówiłam ją w czasie szału na stronę podaj.net, a potem rzuciłam na wieczne 'po maturze'. W tym czasie zdążyłam wciągnąć się w oglądanie 'Gotowych na wszystko' i jakie było moje zdziwienie, gdy któregoś dnia odkryłam w swoim pokoju książkę autorstwa aktorki grającej jedną z najbardziej irytujących ról, jakie miałam okazję oglądać. Postanowiłam się jednak nie uprzedzać, bo w końcu Teri to nie Susan i ma szansę nie być tak porażającą idiotką, jak pani Mayer.

Bardzo lubię czytać poradniki. Nie szukam w nich prawd życiowych, bo parę pozycji już pokazało mi dobitnie, że takie oczekiwania nie mają sensu, ale przyjemnie jest popatrzeć na świat z różnych stron. Bo mam wrażenie, że do tego sprowadza się tego typu literatura - do pokazania rzeczywistości z punktu widzenia autora.

Teri Hatcher postanowiła napisać dzieło o niemym podtytule "Nie popełniaj moich błędów". Dostajemy do ręki misz - masz biografii z typowym poradnikiem. Ale bez obaw, jest to połączenie lekkostrawne. Brak tu moralizowania, czy pozowania na mądrzejszą niż się jest (co zaserwowała mi ostatnio pani Pawlikowska). Jest to opis, gruncie rzeczy, zwykłego życia, które jest o wiele mniej kolorowe niż mogłoby się to wydawać. Nie wiadomo, ile z tych żali jest prawdziwych, może wszystko, a może nic. Nie ma to większego znaczenia, historia opowiedziana w Spalonym toście i tak pozostaje inspirująca. I mimo że jest to bardziej 'plażowa' lektura, niż poważne wydawnictwo, to pozostawia w człowieku ciepło. I to się Teri Hatcher bardzo chwali.

3/5

poniedziałek, 6 czerwca 2011

4. "Ręka Mistrza" - Stephen King



Znacie to uczucie, kiedy dopadacie książkę, o której słyszeliście wiele dobrego? Nie możecie doczekać się wolnej chwili, żeby tylko zacząć czytać i zanurzyć się w tym świecie. Nie odstrasza was grubość, bo spodziewacie się fajerwerków.
Zazwyczaj w takich przypadkach przychodzi rozczarowanie i Ręka Mistrza nie jest wyjątkiem. Ale na początku jest wręcz rewelacyjnie, zgodnie z zapowiedziami (a pamiętajmy, że w tej książce „początek” ma jakieś 300 stron, więc jest czym się cieszyć). Poznajemy Edgara Freemantle’a, który zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z dźwigiem i w wyniku tego stracił prawą rękę. Wkrótce później przenosi się na wyspę Duma Key, aby tam kontynuować swoją rekonwalescencję. Miejsce zdaje się być spełnieniem jego marzeń, jednak okazuje się także pełne tajemnic i niebezpieczeństw.
Stephen King nie po raz pierwszy okazał się świetny w budowaniu napięcia, książka z każdą stroną wciąga coraz bardziej. Jednak w momencie, kiedy dreszczowiec psychologiczny zaczyna zmieniać się w typowy horror, lektura staje się dużo mniej przyjemna. Wciąż trzyma w napięciu, ale nie ma już posmaku rzeczywistości, który nadawał jej wyjątkowego uroku. Zakończenie pozostawia niedosyt, niektóre rozwiązania budzą wątpliwości, a główny wątek wydaje się być potraktowany zbyt lekko, rozwiązany zbyt łatwo, żeby nie powiedzieć banalnie.
King jest znany jako mistrz horroru, jednak w Ręce Mistrza prezentuje czytelnikowi niezwykłą biegłość w analizie psychologicznej postaci. To plus ogromna dbałość o szczegóły w opisie procesu twórczego, czynią tę książkę wyjątkową. Jeśli ktoś szuka dobrego horroru, to lepiej zabrać się za lekturę czegoś innego, jednak amatorzy powieści psychologicznej nie mogli trafić lepiej.
4/5