Książki z cyklu Pieśni Lodu i Ognia można podzielić na dwa rodzaje: te, w których nie dzieje się nic i te, w których autor wyrzyna swoich bohaterów po kolei. Pierwsza część "Uczty dla wron" wymyka się temu podziałowi. Śmierci jest w niej niewiele, więcej się o niej mówi, niż faktycznie zabija. W tym tomie sagi rządzą spiski.
Głównym wątkiem zdają się być zmagania z koroną królowej regentki, Cersei Lannister. Po śmierci syna i ojca włada ona Siedmioma Królestwami w zastępstwie małoletniego króla. Cersei jest dokładnie taka, jaką pamiętamy ją z poprzednich części - butna, przekonana o swojej urodzie i okrutna. Jednak w jej otoczeniu coś się załamuje, nie wszystko do końca idzie po jej myśli, choć ona nie wydaje się tego dostrzegać.
W tle przewijają się perypetie Brienne, Aryi, Sansy, Sama i bohaterów, których dopiero poznajemy. Królestwo pokazywane jest z różnych stron, co razem daje czytelnikowi pełen obraz sytuacji.
"Uczta dla wron. Cienie śmierci" to doskonała lektura, trochę inna niż wszystko, do czego przyzwyczaił nas George Martin, ale mam wrażenie, że lepsza. Nie wciąga w sposób oczywisty, nie miałam poczucia, że "muszę do niej usiąść, muszę czytać dalej, bo nie wytrzymam". Dlatego właśnie skończenie jej zajęło mi ponad miesiąc. Ale nie żałuję ani chwili nad nią spędzonej, bo kiedy już udało mi się zmobilizować do lektury, czas przy niej spędzony upływał bardzo przyjemnie.
9/10
5/5
0 komentarze:
Prześlij komentarz