Nie jest to ambitna lektura. Można przy niej spędzić parę miłych chwil, jej przeczytanie nie zajmuje dużo czasu - to są jej główne zalety. A wady? Przede wszystkim, "Kot..." niewiele ma w sobie z kryminału, jakim szumnie został nazwany na okładce. Zagadka wprawdzie jest, ale zauważa się ją jakby obok, nie powoduje ona swędzącej ciekawości "kto zabił?". Dużo większy nacisk jest położony już choćby na obrządek karmienia kota. A gdy zagadka zostaje w końcu rozwiązana... Jedyna reakcja, na jaką mnie było stać, to "aha". I to chyba najlepsze podsumowanie tej całej książki.
Jej dobrą stroną mógłby być kot. Niestety, nie jest, bo mało prawdziwego kota w tym kocie. Autorka uparła się, aby zrobić ze zwierzaka bohatera, przewyższającego inteligencją i klasą większość populacji. Wyszło dziwacznie, mało udanie.
Można to przeczytać, jak się komuś bardzo nudzi. Nie bawi za bardzo, ale też nie odrzuca szczególnie mocno. Ot, taka sobie lekturka.
2/5
0 komentarze:
Prześlij komentarz