czyli ostatnio przeczytałam książkę.

piątek, 2 września 2011

16. "Carrie" - Stephen King

Carrie White jest inna niż jej rówieśnicy. Nie chodzi na prywatki, nie interesują się nią chłopcy, stanowi obiekt kpin i docinków. Matka - religijna fanatyczka - za wszelką cenę usiłuje uchronić ją przed grzechem. Pewnego razu Carrie się jednak buntuje i idzie na szkolny bal. Gdy tam pada ofiarą okrutnego żartu, rozpętuje się piekło... dziewczyna jest telekinetą o olbrzymiej mocy, której postanawia użyć, by zemścić się na prześladowcach. Ci, którzy ją dręczyli, gorzko tego pożałują.

Po raz kolejny będę odstawać od normy, ale "Carrie" mnie nie zachwyciła. 

Pierwszą część pt. "Krew" wciąga, King dogłębnie zarysowuje psychologię dręczonej przez otoczenie dziewczyny oraz jej chorej psychicznie matki. Dziewczyna nienawidzi siebie i koleżanek, boi się matki i Boga. Wtręty na temat komisji badającej sprawę z perspektywy czasu spowalniają akcję, ale są do zniesienia.


W "Nocy Zagłady", drugiej części, Carrie zmienia się. Znajduje w sobie siłę, aby przeciwstawić się matce. Siła ta ma źródło w nadziei - nareszcie pojawia się szansa, aby dziewczyna mogła zacząć normalne życie wśród rówieśników. 

I w tym momencie książka zaczęła mnie męczyć. Nigdy nie byłam fanką opisów, a prawie stu stronicowa relacja z parogodzinnej masakry w Chamberlain znacznie przerasta moje możliwości percepcji. Są to opisy obrazowe, wzbudzające emocje, nie można im nic zarzucić poza tym, że jest ich za dużo.
 
Raczej nie wrócę już do tej pozycji Kinga. Gorsza była chyba tylko "Komórka". Jak widać, nawet początki mistrzów są trudne.

3/5



0 komentarze:

Prześlij komentarz