czyli ostatnio przeczytałam książkę.

środa, 21 września 2011

18. "I była miłość w getcie" - Marek Edelman

21:09 Posted by Kasia , , , , , No comments
Tytuł sugeruje niejasny dalszy ciąg lub dodatek do czegoś, co działo się przedtem lub istnieje obok. (...) Spójnik "i" był w myśli autora książki elementem bardzo istotnym. Miłość? Nie! I miłość. Razem z "i". Bo miłość nie była w getcie jedyna ani najważniejsza.

Nie była najważniejsza, ale było ją widać. Kochali się ludzie młodzi i starzy. Miłość matczyna pchała do samobójstwa, które przedłużało życie córki o trzy miesiące, miłość dziecięca kazała gonić sznur idących na śmierć ludzi, aby odnaleźć w nim matkę i dołączyć do niej. Zakochani ludzie odmawiali przejścia na stronę aryjską, aby uczynić ostatni miesiąc swojego życia najpiękniejszym. Młode dziewczyny zostawały z dziećmi, które miały być zaprowadzone do wagonu, tylko po to, żeby te nie bały się drogi w nieznane.
Została z nimi, a przecież wiedziała, co się stanie. Czy z poczucia obowiązku, czy z miłości do nich? Wtedy to było to samo.

Z jednej strony, całkiem zwyczajne uczucie, które obserwujemy choćby i dziś. Może tylko bardziej dojrzałe, naznaczone znakiem Czasu Zagłady, w jakim kwitło. A z drugiej, ta miłość. Kompletnie dla nas niezrozumiała, wywołująca jednocześnie podziw i litość. 

Wiem, że potrzebna jest pamięć o tych kobietach, dzieciach, ludziach starych i młodych, którzy odeszli w nicość, zostali zamordowani bez sensu i bez powodu. Wiem, że potrzebna jest pamięć o nich.

Rolą czytelnika nie jest zrozumieć. Tę książkę należy przeczytać i zapamiętać ludzi oraz to, co zrobili. Po prostu. Mnie lektura trochę szerzej otworzyła oczy. Mimo, że to już któraś z kolei na ten temat, nie czuję ani przesytu, ani żebym czytała to samo. Nie czuję wprawdzie ani wzruszenia, ani smutku, ale tylko dlatego, że ten temat dotyka mnie dużo głębiej, za każdym razem trochę zmienia i uświadamia, jak wciąż mało wiem.

I mimo, że to kawał ważnej i dobrej literatury, nie odważę się ocenić, bo, cytując Jacka Bocheńskiego:

(...) Nie urodziłem się Żydem, przeznaczonym na zabicie, nie poczułem nigdy grozy fatalnego pochodzenia, czy niebezpiecznego wyglądu, nie byłem w getcie, nie byłem nawet żołnierzem powstania warszawskiego, jak w roku 1944 Marek Edelman.

0 komentarze:

Prześlij komentarz