Tytułowy Wielki Marsz to konkurs. Transmitowany przez amerykańskie telewizje, uwielbiany przez społeczeństwo, przynajmniej oficjalnie. Młodzi mężczyźni decydują się na morderczą wędrówkę, bo nagrodą jest spełnienie marzeń. Dosłownie, zwycięzca może sobie zażyczyć czegokolwiek. Brzmi kusząco, ale wraz z upływem czasu i kilometrów, zawodnicy zaczynają sobie uświadamiać, że może jednak nie było warto.
"Wielki Marsz" nie jest typowym horrorem. Brak tu dziewczynek ze zdolnościami paranormalnymi, ożywających lalek, czy innych magicznych zjawisk. Przeraża uświadomienie sobie natury ludzkiej, nagle zdajemy sobie sprawę, że w każdym człowieku czai się wariat, albo bezwzględna bestia. A może jedno i drugie. I choć wielu autorów próbowało już wzbudzić we mnie taką konstatację, King jest pierwszym, który sprawił, że naprawdę to poczułam. Po przeczytaniu ostatniej strony, siedziałam chwilę bez ruchu, skołowana historią, która właśnie się zakończyła. I to chyba jest najlepszą rekomendacją.
9/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz