czyli ostatnio przeczytałam książkę.

środa, 10 października 2012

59. "Miasto utrapienia" - Jerzy Pilch

21:35 Posted by Kasia No comments

Trzykrotnie niesprzedanie książki na Allegro uznałam za znak. Znak, że powieść, która znalazła się u mnie z przyczyn mi bliżej nieznanych, może jednak powinna zostać przeczytana przed podjęciem dalszych kroków mających na celu pozbycie się jej z domu i tym samym zrobienie miejsca nawarstwiającym się zwałom Pratchettów i innych Kingów.

Usiadłam więc i przeczytałam. Początek mnie zaskoczył, bo zachwycił. Z niewiadomych powodów nie spodziewałam się cudów, a to, co mnie spotykało na kolejnych stronach okazywało się idealnie wpasowanym w mój gust. A zaskakiwać nie przestało, bo w tym całym zachwycie nie zauważałam nigdzie obecności Akcji. Akcja czaiła się gdzieś po kątach, bardziej była wspominana niż się działa, a ja pomimo to, czytałam z zapartym tchem i oderwać się nie mogłam.

Jednak w pewnym momencie z mojej koegzystencji z Pilchem zniknęły różowe jednorożce. Kawałek za połową książki zaczęło się coś dziać, a to, o dziwo, na dobre powieści nie wyszło. Dość szybko dziać się przestało, ale do poprzedniego zachwycania mnie autor już nie powrócił. Rozważania i wspomnienia rodzinne zostały zastąpione wynurzeniami z nurtu erotycznego, wszystko coraz mniej trzymało się kupy i stawało się coraz nieznośniej egzystencjalne. Im dalej, tym trudniej, aż w końcu skończyłam "Miasto utrapienia" z palącym poczuciem, że nie mam pojęcia, o co właściwie chodziło (parafrazując mojego rodziciela: "No dobrze, napisał książkę. Ale po co to robił?"), ale że do pewnego momentu było świetnie. I że choć w najbliższym czasie powtórki z Pilcha nie planuje, to myślę, że kiedyś wrócę i spróbuję w innej książce odnaleźć to, co w "Mieście utrapienia" było najlepsze. A może nawet uda mi się w niej nie znaleźć tego, co było w nim trochę gorsze.

6/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz