Jest to także opowieść o ludziach, wśród których się obracał. O partii zbudowanej na gruncie przeświadczenia, że "nam się należy" przez niewykształconych i kompletnie nieprzygotowanych do objęcia władzy w państwie.
Jeśli chodzi o Samooboronę, mam wrażenie, że Kącki nie opisuje niczego nowego. Nie od dziś wiadomo, że każda partia rządząca radośnie rozdziela stołki pomiędzy krewnych i znajomych królika. Zdziwienie może budzić jedynie to, z jaką bezczelnością partia tych manewrów dokonywała, ale chyba tylko w osobach, które czasów wicepremiera Leppera nie pamiętają.
Dużo ciekawszy jest obraz samego Leppera - człowieka, który od blokowania dróg dotarł na sam szczyt politycznej hierarchii. Choć uczył się szybko, nie miał w sobie na tyle rozwagi, by móc rozsądnie i spójnie wybrać, od kogo właściwie ma się uczyć. I tak spod wymuskanej twarzy stworzonej przez specjalistów od PR, raz po raz wymykał się obraz człowieka prostego, a wręcz prostackiego, który ludzi utrzymywał przy sobie wekslami, a uciechy cielesne zapewniały obietnice pracy dawane zdesperowanym kobietom.
Nie ma w tej historii happy endu. Chyba nawet być go nie mogło.
3/5
6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz