Ktoś mądry powiedział kiedyś, że w komiksach chodzi o to, żeby trafić na autora, którego poczucie humoru pokrywa się z naszym. I faktycznie, coś w tym jest, bo „Ślimacze” mają klimat bardzo specyficzny i humor autorki nie każdemu do gustu przypadnie. Na osiemdziesięciu czarno-białych stronach spotykamy się z dużą dawką absurdu, dystansu do siebie i sympatycznie wyglądającymi ludzikami, które gdy krzyczą, wyglądają łudząco podobnie do Pacmana. Oglądamy/czytamy o tym, jak powstała Chata Wuja Freda, jak w życiu autorki pojawił się Marcin, a nawet znajdujemy wizję Ilony umierającej z głodu. Trochę mangi, trochę chorób śmiertelnych, dla każdego coś dobrego.
Co tu dużo gadać, jak ktoś lubi chatolandię, to pewnie z chęcią "Ślimacze" kupi, a jak nie, to nie. A ja, jako że już kupiłam, mogę tylko powiedzieć, że ciężko będzie się rozczarować, bo idealnie zaspokajają one pobudzonego lekturą Chatki czytelnika.
8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz