"Księżniczka z lodu" to pierwsza część cyklu o Patriku Hedströmie. Mimo że z założenia, głównym bohaterem książek miał być 35-letni policjant, w "Księżniczce..." pierwsze skrzypce gra postać Erici Falck, pisarki, która wraca do rodzinnego miasteczka, aby uporządkować sprawy zmarłych niedawno rodziców. Pewnego dnia, zaalarmowana przez sąsiada, znajduje ciało przyjaciółki z dzieciństwa, która najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. No właśnie, najprawdopodobniej...
Nieopatrznie zaczęłam czytać serię Camilli Läckberg od części czwartej. Pozbawiło mnie to poczucia zaciekawienia w temacie życia osobistego głównych bohaterów, który to wątek w książkach tej autorki zajmuje sporo miejsca. Z tego powodu, obyczajowa część "Księżniczki..." nie wzbudziła mojej fascynacji.
Wątek kryminalny to już zupełnie inna sprawa. Do praktycznie ostatniej strony zastanawiałam się, najpierw, kto zabił, a potem, czy to już na pewno koniec tej tragicznej i bardzo zagmatwanej historii. Szczerze mówiąc, do teraz nie mam pewności. Niby sprawa została wyjaśniona, ale męczy mnie poczucie, że to nie wszystko. Cóż, lektura kolejnych tomów pokaże, czy intuicja mnie nie myli.
Tak jak "Ofiarę losu", tak i tę książkę, czytało się błyskawicznie. Camilla
Läckberg ma wielki talent do zaciekawiania czytelnika, potrafi sprawić, że każde oderwanie od powieści obarczone jest niechęcią i swędzącym poczuciem, że chce się wrócić do przerwanej lektury. Oczywiście, pewne motywy i zagrania są powtarzalne i przy kolejnych odsłonach serii, ciężko o entuzjazm, który towarzyszył pierwszemu spotkaniu z autorką. Jednak w niczym nie umniejsza to przyjemności, jaką dostarczyła mi każda z połkniętych w dwa dni 424 stron "Księżniczki z lodu".
9/10
5/5
0 komentarze:
Prześlij komentarz